wtorek, 18 maja 2010
Chleb polski. Wtorkiem do niedzieli :)
Wtorek rano. Praca czeka.... maile, plany, chwila na sprzątnięcie i wyszykowanie do pracy...a ja cała wracam do niedzieli.
Bo niedziela Na Grabinie to święto.
Nowy - stary rytuał.
Wszyscy blisko, ale nikt nikogo nie odciąga od jego świata.
Karola stuka na maszynie, szykuje nam gumę do skakania, pakuje lalkę Helenkę bo za...dwa miesiące jedziemy na Kaszuby (?).
Ja robię kolejne podejście do J. Hamelmana i zastanawiam się którego z moich Dobrych Duszków od chlebów męczyć wpierw Liskę czy Poli? ;D
J. maluje jakąś deseczkę, szuka czegoś w necie...Wszyscy do 12.00 w piżamach.
Na śniadanie zapiekane jajka i zapach chleba...Około południa powrót do rzeczywistości...
Szkoda, że wciąż nie umiem tak świętować tygodnia. On ciągle ucieka za szybko.
U Was także?
Szukam recepty.
Przymierzając się do samodzielnego zgłębiania receptur J. Hamelmana, sięgam po kolejnego pewniaczka. Chleb polski - dawno temu, zaczerpnięty od Liski (tu), dziesiątki razy przerabiany, z najróżniejszymi dodatkami.
Dziś z kminem rzymskim, większą ilością soli.
Zdecydowanie najlepszy sam lub do serów.
Ale to co w nim najlepsze, poza smakiem - to według mnie fakt, że uda się każdemu - jest tak prosty, że choć jak każdy chlebek potrzebuje serca - to wyczucia bardzo mało :)
CHLEB POLSKI
autor: Liska z moimi zmianami :)
200 ml ciepłej wody
5 g świeżych drożdży
500 g świeżego zakwasu żytniego, dokarmionego ok. 12 h wcześniej
660 g mąki pszennej chlebowej
łyżka soli
łyżeczka kminu rzymskiego
siemię lniane (ziarno, wedle uznania łyżeczka-łyżka...)
Drożdże mieszam z wodą. Odstawiam na ok. 10 minut.
Mąkę mieszam z solą; do mąki powoli dodaję wodę i zakwas oraz kmin i siemię...wyrabiam powoli ciasto. Powinno być dość elastyczne, ale będzie to ciasto trochę cięższe. Formuję kulę, delikatnie smaruję ją olejem i odstawiam na godzinkę.
Po tym czasie formuję podłużny bochenek i wkładam do koszyka obsypanego mąką.
Odstawiam na 3 godziny w ciepłe miejsce.
Piekę na kamieniu - w temperaturze 220 st (pierwsze dziesięć minut), kolejne 30 min - w temp. 200 st.
Jest pyszny i domowy. Dziękuję E. :)
Smacznego!
Ps. Znam kilka Osób, które tu zaglądają i mówią, że pieczenie chleba to wyższa szkoła jazdy, że nie wiedzą od czego zacząć i zniechęcają się widząc ilość info na ten temat.
Potrzebujecie tylko zakwasu (woda + mąka), trochę czasu (kilka dni) - a w tym czasie wszystkiego krok po kroku dowiecie się z najlepszych i najbardziej przystępnych źródeł:
Pracownia Wypieków i White Plate
Around the kitchen table oraz Piekarnia po godzinach
Oczywiście porządnych źródeł jest więcej, ale ja korzystam/uczę się z tych dwóch i szczerze polecam :)
M.
chleb piękny
OdpowiedzUsuńa celebrowanie niedzieli zazdroszczę
Moniko! Oddałaś dokładnie to co ja czuję i co przeżywa mój dom w czasie rodzinnych weekendów. Pięknie to opisałaś:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
chleb prawdziwie domowy... taki sielski :) w sam raz na niedzielę :)
OdpowiedzUsuńCelebrowanie niedzieli to cenna umiejętność. Szczególnie w dzisiejszych czasach.
OdpowiedzUsuńMasz niezwykły dar malowania słowami całych, kompletnych obrazów.
Po cichu Ci tego zazdroszczę :)
My bardziej celebrujemy soboty, choć też nie wszystkie, bo jeśli mam zajęcia na uczelni, to uciekam z domu już w piątek, ale kiedy jestem w domu, to zwłaszcza podczas śniadania czuć rodzinne bycie razem. Myślę o tym śniadaniu zazwyczaj już koło czwartku :)
OdpowiedzUsuńtakie niedziele lubie najbardziej! :-)
OdpowiedzUsuńTo najbardziej lubię, kiedy jestem w domu - każdy może się zająć swoimi sprawami, a jednak jesteśmy razem i czujemy swoją obecność :)
OdpowiedzUsuńOpisałaś prawie moją niedzielę!
OdpowiedzUsuńCudnie jest celebrować niedzielne chwile...
Chlebek pysznie się upiekł.Też uważam,że zakwas plus trochę serca i każdy chleb się uda!
Jak dobrze, że komuś udała się ostatnia niedziela - ja niestety swoją zmarnowałam (na szczęście z małym-wielkim wyjątkiem) na marudzenie i narzekanie. Obiecuję, przede wszystkim sobie, więcej tego nie zrobić.
OdpowiedzUsuńUrzekło mnie pakowanie lalki na wakacje :)i spokój, zawsze obecny na Grabinie.
Taka niedziela codziennie to by było coś! i zapach takiego chleba jak u Ciebie...rozmarzyłam się ,ale moze odważe sie na ten zakwas i u mnie tez tak bedzie :)
OdpowiedzUsuńKochanie, skąd Ty tą maszynę wytrzasnęłaś? Czy to jeszcze ze starych , młodzieńczych czasów ten sprzęcior? ;D
OdpowiedzUsuńPiekny chlebek Monis. U mnie niedziele tez takie leniwe. Spedzone na przyjemnosciach. To dni, kiedy nic nie musze. I kiedy mozemy w trojke cieszyc sie swoja obecnoscia.
OdpowiedzUsuńPodobna maszyne mam w domu w Polsce. Bardzo dlugo z niej korzystalam. Dla mnie takie maszyny do pisania maja w sobie cos czarodziejskiego... :)
Buziaki.
Cuuuudnie :) Wiesz, Moniś, ja też pakowałam się dwa miesiące przed feriami/wakacjami! :)
OdpowiedzUsuńOj, w poniedziałek wspomnienie niedzieli boli mnie zawsze najbardziej...
A wiesz,że też mam starą maszynę do pisania?:)P Chciałam ją nawet sobie tu przywieźć, ale niebardzo miałabym ją gdzie trzymać... Wszystko w swoim czasie.
Bardzo dziś chaotycznie, ale to chyba wynika z mojego stanu zdrowia. Zapalenie płuc :(
Uściski, MOnika... Ciepłe.
A ja wolę soboty od niedzieli. Bo w niedziele nie ma już na kiedy wszystkiego przekładać, trzeba się spiąć i wszystko zrobić a wtedy czas przyśpiesza jak nigdy. A ten chleb mmmmmm...respekt;)
OdpowiedzUsuńŚliczny chleb Moniś.
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię takie wlaśnie niedziele :)
Pozdrowienia:)
Dziękuję!! :*
OdpowiedzUsuńJesteś dzisiaj moim światełkiem i jak zawsze dobrym duszkiem, wiesz?
Wspaniałe macie niedziele - tak trzymać!
Lalka Helenka - tak będzie nazywała się nasza Córeczka :)
Tydzień ucieka, nie ma chęci ech...
Monik właśnie poszedł post u mnie zanim weszłam tutaj do Ciebie zgadnij o kim napisałam? :***
Zazdroszczę takich niedziel. My z naszą małą prawie 2,5 -latką ciągle jesteśmy tak zagonieni, że nawet niedzielne poranki związane są z pośpiechem, żeby wszystko załatwić, ze wszystkim zdążyć. I z reguły udaje się odhaczyć kolejne punkty planu, tylko gdzie to życie, gdzie te cenne chwile kiedy można się zatrzymać i po prostu czuć... Ostatnio mam z tym problem i zaczynam wątpić, że uda mi się wrócić do takich niedziel między innymi jak opisałaś. A przy okazji bardzo podobają mi się Twoje opisy dotyczące córki i tego wszystkiego co z nią związane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak dobrze jest mi Ciebie czytać.
OdpowiedzUsuńJa próbuję świętować każdy dzień i muszę powiedzieć, że coraz bardziej Mi się to udaje;)
Szkoda tylko, że czasu tak mało.
Pozdrawiam.
Te dwa dobre duszki i ja bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńzainspirowały mnie do pieczenia chlebów.
Niedziele... staram się, żeby weekendy całe miały coś z klimatu opisywanego przez Ciebie...
Zauroczyło mnie ostatnie zdjęcie.
Drogie;
OdpowiedzUsuńJeszcze raz czytam Wasze komentarze, pełne uśmiechu i bardzo osobistych myśli.
Dziękuję za komplementy, żarciki, za pamięć o moich-Nigelli placuszkach :)
Wyszłam dziś do pracy o 6.30 rano, a wróciłam o 21.00 -i nie było czasu na chwilę zatrzymania.
Położę Karolinkę i jutro wieczorkiem z wielką przyjemnością odpowiem.
Miłego dnia Wam życzę
:****
M.
Alicjo, Anno-Mario – pięknie Wam dziękuję. Pozdrawiam również, jak to dobrze że już piątek.
OdpowiedzUsuńPaulo, Lu – dziękuję; obrazki, mniej lub bardziej udolnie wyłapuje – ale tylko te dobre; złe, których i u mnie nie jest mniej...chcę żeby szybko odpłynęły.
Isadora, cudawianku – dziękuję. Ja koło czwartku tylko tęsknię :) zazdroszczę!
Aniu, Amber – cieszę się, że podzieliłyście się swoją chwilką, dziękuję.
Paulino – miło mi ogromnie.
Ja swoje niedziele marnowałam kilka ładnych lat.
Strasznie się napinałam i wymyślałam zadania nie z tej ziemi. Jedna to i tak super wynik!
Buziaki.
Alicjo; i wtedy czekam na wieści! :)
Lisku; No taka stara to jeszcze nie jestem! Wrrr :**** Całuję. :)
Majeczko – stare maszyny...do pisania, do szycia, ręczne młynki do kawy...tak one mają magię i duszę.
Aniu – dużo zdrówka raz jeszcze. Pozdrawiam. M.
Teina – a ja chcę się nauczyć soboty :)
Majanko – dziękuję, Kochana jesteś!
Poli – piątkowe uściski!
Kingo – nie, Kochana nie ma co wątpić.
Co prawda ja z tych, dla których szklanka raczej w połowie pusta niż pełna.
Ale uwierzyłam, że w życiu można przegrać tylko z chorobą i z tym, że ktoś przestaje cię kochać.
Reszta – zazwyczaj – zależy od nas.
Mnie się jeszcze nie udaje milion ważnych rzeczy.
Ale uczę się „po prostu czuć” i na ciśnienie „muszę” odpowiadam często „nie muszę”.
Nie robię wielu rzeczy, które powinnam – ale kradnę te chwile.
To się sprawdza i daje radość...choć czasem nie odbieram telefonów, czasem dziecka nie zawiozę na angielski, na kolację czasem są kanapki, a pranie rozwieszam po 12 godzinach...
Pewnie musisz chodzić do pracy i ogarniać logistycznie dziecko.
Ale reszta?
A co by się stało gdyby reszty nie było?
Nie musimy robić zakupów w dużych sklepach, nie musimy co tydzień jeździć z „obowiązkowymi” wizytami do rodziny, na zaproszenia odpowiadać natychmiastowym rewanżem, kąpać i karmić dziecka z zegarkiem w ręku.... Ja tak dochodziłam do swoich niedziel. Jestem pewna, że Tobie uda się jeszcze lepiej!
Olcik; gratuluję!
Amantko; ogromnie mi miło. Dziękuję.