wtorek, 18 sierpnia 2009
Za chwilę tam wrócę...
Po tych wszystkich niespodziankach, które spotkały mnie tego lata - sama nie wiem czy moje wakacje skończyły się już czy nie...
Wiem, że za kilka dni, kiedy ogarnę się w nowej domowej rzeczywistości usiądę i to wszystko spiszę.
Było cudownie. Kraków jak zawsze naładował moje akumulatorki - energii i uśmiechu, pozwolił odpocząć, poczytać, pomyśleć, pokazał znowu coś nowego, pięknego, onieśmielił ciut sztuką, zaskoczył kawiarnią Czarodziej, w której na prawdę zatrzymał się czas, zatrzymał mnie na długie godziny w Bunkrze, gdzie wszystko miało inny smak...i rozmowa, i lenistwo i kłótnia i hot shoty - na zgodę :)
W idealnej formie prosto z Krakowa ruszyłam w drugą i ważniejszą podróż. Wróciłam w rodzinne strony - do Dubienki i Siedliszcza - tuż nad Polsko-Ukraińską granicę, gdzie jako dziecko spędzałam wszystkie wakacje, gdzie mam wielu braci i siostry. I gdzie jest wielka część mnie. Wróciłam po 13 latach. Sama nie wiem dlaczego tak mnie moje ścieżki prowadziły...
Okazja była bardzo wyjątkowa - najmłodszy z braci się żenił.
W Dubience spotkałam swoich braci i swoje siostry- cudownych ludzi, z którymi bawiłam się teraz tak samo jak 20, 25 lat temu. Były tańce do białego rana, wspomnienia kto ugotował zupę z błota i ją zjadł (ja i Marta!), kto pił ocet i dlaczego wyjadłam Tomkowi wszystkie porzeczki (bo je uwielbiam!!!!)... Było cudownie i wiem już, że więcej przerw nie będzie...
M.
ps. Na górnym zdjęciu - ja - to ta pierwsza z lewej :D
Powroty w rodzinne strony maja w sobie wiele nostalgii. Czesto wszystko jest juz zupelnie inne, my patrzymy na swiat inaczej, osob ktore kochalismy juz nie ma...
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze piszesz o Krakowie. Wybieram sie tam niebawem i chetnie czytam gdzie warto isc aby sie zachwycic duchowo i kulinarnie :)
Pozdrawiam cieplo :)
Cudowne ciepło bije z Twojego bloga:) Niezmiernie miło jest poznawać nowych ludzi pozytywnie zakręconych na punkcie gotowania i nie tylko :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńMiło u Ciebie! Na pewno będę tu często zaglądać:)
OdpowiedzUsuńJa też byłam w niedzielę w moim rodzinnym miasteczku, króre opuściłam sporo lat temu, spotkałam się z Mamą i moim licznym rodzeństwem...
Pięknie jest u Ciebie,ach.. jak ja lubię niebieski kolor:)
OdpowiedzUsuńNo i te wspomnienia ..
Pozdrawiam.
Dziękuję Wam!
OdpowiedzUsuńMajeczko - o Krakowie jeszcze będzie, polecam Ci szczególnie Bunkier (kawiarnia), Czarodzieja na ul. Karmelickiej 15 i ogród doświadczeń im. Lema i wszytskie (prawie) księgarnie :)
Szarlotku - bardzo mi miło, wiesz ja właśnie na blogach kulinarnych, zorientowałam się, że czuję się troszkę jak w swojej bajce...Zapraszam :)
Grażyno - widzisz ja jestem z domu rodziców jedynaczką, za to cioteczne rodzeństwo to mam bardzo liczne. Ogromnie się bałam, że po tylu latach to mnie za nawias wystawią - jednak było zupełnie...niespodziankowo. Powroty są ogromnie trudne ale mogą być i piękne! Pozdrawiam Cię gorąco.
Olciaky - moje zakochanie w niebieskim to całkiem niedawna historia... bardzo się cieszę, że i Tobie się podoba. Do zobaczenia :)
przesyłam duuużo ciepłych myśli
M.
Miło tutaj u Ciebie Moniko :)
OdpowiedzUsuńBędę zaglądać :)
Pozdrawiam serdecznie!:))
Kruszku, mam nadzieję, że przywiozłaś też mnóstwo przepisów, które wypróbujesz na mnie! :)
OdpowiedzUsuńCoś przywiozłam, ale po mnóstwo to jeszcze tam wrócę. Poza tańcami i hulankami - przez te trzy dni głównie rozmawialiśmy o tym wszytskim co działo się z nami przez te lata... :)
OdpowiedzUsuńAle Ciebie Lisku zawsze chętnie nakarmię :D
całuję
M.