

Tak krzyczą, od czci i wiary odsądzają kolejne pokolenia, przypinając im łatkę „zepsute”, „pozbawione tradycji”, „bez wartości domu”... Puste wiadomości, głupie para-pseudo społeczne analizy w bezpłciowych czasopismach, specjaliści od wszystkiego.
Etykiety, etykiety, etykiety.
A wokół mnie tyle ciepła, jedności, dumy z bycia dzieckiem Mamy i posiadania domu, nawet tam, daleko.
- Halo... no hej! Monia, jestem u Mamy, próbuję właśnie pasztetu na Święta...wiesz moja Mama robi taki najlepszy – mówi do mnie B.
- „Najpyszniejszy bigos robi moja Mama” – czytam u Patrycji
- Kochanie, przyjdźcie w pierwszy dzień, tak jak z zeszłym roku, fajnie będzie...tyle dobrych rzeczy robię – wieczorem słyszę od A. Oczywiście, że będziemy.I
Liska, która, zabrała Tych, którzy dla niej Najważniejsi i zaszyła się na ten czas daleko, daleko... patrząc na Nich i niebieskie niebo.
Nie wierzmy etykietom. Świat baśnią nie jest, ale patrząc na Was dziś - widzę ile ciepła i emocji nadal trwa.
Na komodzie, tuż obok kominka stoi pierwsza kartka, która dotarła na Grabinę. Jest przepiękna, własnoręcznie wykonana. To właściwie prezent od
Muffingirl. Dziękuję.
I na Grabinie Święta są Świętami.
Nie latamy po supermarketach, nie łowimy promocji i nie kupujemy zabawek po 500 pln.
Choć jeśli ktoś lubi...to ma prawo.
Nie klnę na czym świat stoi, myjąc okna bo mus.
Były myte w październiku. Są czyste.
Dziś upiekłam z Córką drugiego makowca, czytałyśmy Grzegorza Kasdepke, ja naśladowałam Rozalkę, która chce wszytskich całować.
I tak szykuję się do świąt...
W Wigilię odwiedzimy Bliskich. W Boże Narodzenie zamiast przy stole zaplanowaliśmy dłuuuugi spacer i jakąś ciepłą kolację po powrocie. Codziennie będzie czas na bycie, na uśmiech i leżenie pod choinką.
I oczywiście świąteczne, moje ukochane pyszności.
Pierwsze to gołąbki z kaszą i grzybami. Od kiedy pamiętam Mama zawsze je przygotowuje na Wigilię i w tym roku też tak będzie. Po prostu je uwielbiam. Nawet zimne zjem, ale zapieczone z sosem pomidorowym lub same (posmarowane oliwą) są niesamowite.
Tak samo jak barszczyk. Na samych burakach, zakwaszony ciut, winny, rozgrzewajacy, świąteczny właśnie. Bez koncentratów, rosołków, sproszkowanych barszczyków czy innych cudów-polepszaczy. Najzwyklejszy barszcz z buraków.
Dla mnie najlepszy.

GOŁĄBKI Z KASZĄ I GRZYBAMI
14 sztuk
mała kapusta włoska
18 dag suchej kaszy gryczanej
2 garście suszonych grzybów leśnych
duża cebula
2 ząbki czosnku
2 jajka
oliwa, sól, pieprz – do smaku
Grzyby namaczam w niewielkiej ilości wody dzień wcześniej.
Następnego dnia je gotuję, ok. 40 minut. Odcedzam i kroje na drobne kawałki.
Kaszę gryczaną płuczę, wsypuję do rondelka z wodą. Moja Mama nauczyła mnie gotować kaszę „na dwa palce”, czyli wody nad kaszą (po zalaniu) musi być na dwa palce. Dodaję do gotowania odrobinę oliwy i soli (więcej niż drobinę ;-). Kiedy się zagotuje, trzymam ją na małym ogniu ok. 30-40 minut. Po czym garnek owijam w gazetę (nie czasopismo), potem w koc i...do łóżka. Głęboko wierzę :D (i nie ma potrzeby wyprowadzać mnie z tego przekonania), że dzięki temu kasza „dochodzi” i jest taka dla mnie dobra, lekka, sypka. No poleżeć musi z godzinę najmarniej...
Kapustę obieram z dwóch, trzech zewnętrznych liści. Wycinam środek.
Wkładam do garnka i zalewam wrzątkiem. Dociskam talerzykiem i gotuję pod przykryciem na małym ogniu – nie dłużej niż 15-20 minut.
Po tym czasie wyjmuję, lekko odsączam z wody, widelcem lekko rozchylam liście (gdy główka wystygnie łatwiej zdejmuje się liście).
Cebulkę przesmażam na maśle lub oliwce – do miękkości.
Do kaszy dodaję: cebulkę, grzyby, ugotowane, posiekane jajko, rozgnieciony czosnek, surowe jajko, sól, pieprz (więcej niż mniej) do smaku. Mieszam.
Z każdego liścia ścinam delikatnie grzbiet. Wkładam ok. 1 stołowej łyżki farszu, zawijam liście pod spód.
Gołąbki układam w garnku, na dnie którego kładę odwrócony do góry dnem talerzyk. Nalewam niewielką ilość wody i/lub wywaru z gotowanych grzybów.
Ściśle układam gołąbki, jeden obok drugiego, kładę na nie drugi talerzyk i jak Mama mówi „pyrkoczą się przez ok. godzinę” (na malutkim ogniu).
Gołąbki często zapiekam z sosem pomidorowym, posypane przesmażoną cebulką, odrobiną ziół a nawet garścią drobno startego sera twardego...
Mogę je jeść przez cały rok!
Smacznego
M. :)
WIGILIJNY BARSZCZ CZERWONY
1.5 kg buraków
włoszczyzna
duża cebula
dwie garści grzybów
liść laurowy, ziele angielkie, kilka goździków
ząbek czosnku
ocet jabłkowy, sól, pieprz, cukier – do smaku
Buraki, jarzyny, grzyby, czosnek należy zalać wrzątkiem i krótko zagotować, potem podgrzewać ale żeby nie wrzało.
Wywar razem z burakami i jarzynami w środku studzę i zostawiam na noc w chłodnym miejscu. Ma jeszcze wówczas mocno niedoskonały kolor.
Jednak przez noc – buraki puszczają sok i rano barszcz ma piękną barwę. Wyjmuję buraki, jarzyny, stawiam na gaz, podgrzewam stopniowo dodając sól, cukier, pieprz świeżo mielony, liść laurowy, ziele angielskie, goździki oraz chlust octu winnego – do smaku.
Nic więcej mu nie trzeba....poza uszkami/ pierożkami/pasztecikami...wedle uznania.
W naszym domu są to zawsze własnej roboty uszka, które przygotujemy z Mamą dzień przed Wigilią :-)
Smacznego.
M.