Na Dobry Początek...

Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.


Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.

Do domu. Do mojej kuchni.

Pozdrawiam Was ciepło
Monika


piątek, 27 listopada 2009

Szpinak kontra kanapka :)

...czyli jemy szybko ale z przyjemnością!





Na Grabinie zaczyna ostatnio dominować szybkie gotowanie. A to nie jest to co lubię najbardziej.

Szybko i w miarę czysto to ja umiem zrobić bułę z Nutellą... Do reszty potrzebuję czasu i przestrzeni - by cieszyć się gotowaniem, dobieraniem składników, eksperymentowaniem...
Ale nadszedł czas, kiedy trzeba zająć się inną częścią rzeczywistości - także twórczą i ciekawą - bo przygotowywaniem się do nowej pracy. Tym razem u siebie... I co najważniejsze dla mnie - do pracy z dziećmi!

Szybko nie znaczy jednak, że zostanę skazana na menu kanapkowe.
Ja do życia potrzeuję warzyw. Zimą ciepłych. I czekolady...niestety o każdej porze roku :)
Przygotowanie cieplutkiej tortilli ze szpinakiem zajęło mi mniej niż 10 minut.
I do wieczora było mi ciepło i bardzo pozytywnie. To dobre sycące jedzonko.
Wersja dzienna - bez czosnku. Wersja nocno-rodzinna (on też musi zjeść, żeby nie marudził) - z dorodnym ;) ząbkiem czosnku.

TORTILLA ZE SZPINAKIEM
Opakowanie mrożonego szpinaku - w liściach - ok. 500 g
mała cebula
1-2 ząbki czosnku (wedle uznania)
łyżka oleju
50 g sera feta
ok. 4 łyżki śmietany ( ja użyłam 18 proc. nie polecam tu zastępowania jej jogurtem)
sól, pieprz, papryka
4 małe tortille pszenne

Cebulkę przysmażam na łyżce oleju, stopniowo dodając zamrożone liście szpinaku. Niemal cały czas mieszam, czekając aż liście się rozmrożą i znaczna część wody z nich odparuje. Dopiero wówczas dodaję śmietanę, ser, ewentualnie rozgnieciony czosnek, doprawiam solą, pieprzem i papryką do smaku.

Dla tych co lubią:
- do środka można dodać plasterki zrumienionego na patelni bekonu
- dodać dwie garście dronno tartego parmezanu
- jeśli jest problem z uzyskaniem odpowiednio kremowej konsystencji farszu - można poratować się :) łyżką (lub dwiema) serków Amlette lub Filadelfia.
Smacznego
M. :)

wtorek, 24 listopada 2009

Kokos. Dla Ciebie, dla mnie...




Dobrze jest dostać kubek gorącej herbaty od kogoś Bliskiego, ale tak samo dobrze jest ten kubek Komuś zanieść.

Tam gdzie jest Coś dobrego między ludźmi obdarować i otrzymać zamieniają się co chwilę miejscami, zupełnie naturalnie.
Moja rodzina przechodzi wstrętne jesienne choróbska.
Ja pomagam Im. Mnie pomaga Mama. Potem Mamie pomagam ja... Co chwilę zmieniamy się miejscami.

- Mamusiu, a dlaczego Tatuś musi sam spać?

- Bo jest mocno chory Kochanie, a Ty zawsze w nocy do nas przychodzisz. Ja zostanę z Tobą.
- Ale Jemu tak tam smutno będzie - z małych oczu kapią łezki.

Jestem dumna z tych łez.

Tej nocy też spać nie chciałam. Ale chciałam by w domu, nocą zapachniało ciepłym słodkim ciastem.
Bardzo słodkim. To zwykły prosty placek, osłodzony dojrzałą gruszką, mleczkiem kokosowym i garściami wiórek. Robiłam go z myślą o Córce.
Stereotypowo i bardzo prosto, ocierając się o banalne Malibu czy Rafaello, ale kokos tym razem właśnie w wersji...dla kobiet.
Przepis na placek otrzymałam tego lata od mojej koleżanki B. - testuję go już kolejny raz, dostosowując, zmieniając i za każdym razem jestem zadowolona.
A pomysł na połączenie gruszek i kokosa - widziałam jakiś czas tam w przepięknym serniczku u Asi z Kwestii Smaków.

PLACEK Z GRUSZKĄ I KOKOSEM
1/2 kostki rozpuszczonego masła
4 jajka
1 szklanka cukru
1 3/4 szklanki mąki
1.5 łyżeczki proszku do pieczenia
4 pełne łyżki mleczka kokosowego
2 łyżki wiórków kokosowych

800 g twardych gruszek

kruszonka
3 pełne łyżki masła
3 łyżki wiórków kokosowych
2 łyżki mąki
2 łyżki cukru
2 łyżki migdałów


Piekarnik nagrzewam do 170 st. Formę (średnicy ok. 26-27 cm) smaruję masłem i wysypuję bułką.
Żółtka ucieram z cukrem na puszystą masę. Oddzielnie ubijam białka.
Do żółtek powoli dodaję masło, część mąki, wiórki, mleko kokosowe, mieszam, dalej pianę, resztę mąki z proszkiem do pieczenia. Ciasto przelewam do formy. Na wierzch układam pokrojone gruszki.
Kruszonkę - wyrabiam palcami w misce. Posypuję nią obficie ciasto.
Piekę 45 minut w temp. 170 st.
Smacznego.
M.


Ps. Nie chorujcie! Cieplutko się ubierajcie, dużo snu, uśmiechu i herbaty z cytryną. Zregenerowany organizm sam sobie radzi najlepiej :)

sobota, 21 listopada 2009

Chlebowe przypadki...




Macie takie dni, kiedy wszystko jest...nie na swoim miejscu? Plany się krzyżują, czas przeskakuje co trzy godziny i jeszcze spadają na nas, jak z nieba znajomi, których nie widzieliśmy długich kilka lat... Niby inni, starsi ale o takich samych dobrych, wrażliwych oczach.
Taki tydzień mam za sobą. Poplątany.

Moją głowę zaprzątało milion myśli i pewnie dlatego mam za sobą szereg doświadczeń kulinarnych, nie do końca udanych.
Na koniec jednak upiekłam najprostszy chleb pszenny, na drożdżach i zakwasie i on się do mnie uśmiechnął :)
Przepis - oczywiście made in Liska :) - tu


Moje próby chlebowe wiązały się z testowaniem nowych przepisów Liski na chleb z orzechami czyli Pan co'Santi - Liskowy także (tu) oraz chleb z kapustą kiszoną z maszyny tejże Autorki (tu)





Ani jeden ani drugi nie ma szans w konkursie piękności. I to dowód na to, że chleby nie lubią rozproszenia uwagi. Serio, serio. Nie lubią jak się je zostawia na zbyt długo same w domu, nie lubią jak się pogania i...o nich nie myśli ;)
Wierzcie lub nie, ale kiedy robię chleb a myślę o innych rzeczach i robię go "przy okazji" nie wyjdzie.
Santi za płaski, z kapuchą zbyt mokry -
ale i tak nam smakowały.



Podobnie jak bułeczki śniadaniowe. Nastawione wieczorem, do porannego niedzielnego śniadania - jak marzenie.
Co prawda tylko do śniadania, bo dalej to już tylko do grzanek, ale na chłodny listopadowy poranek - są super :)
Przepis na śniadaniowe bułeczki zaczerpnęłam od Muffingirl







###
Życzę Wam ciepełka w te szare dni. I uśmiechu. I dobrych spotkań sprzed wielu wielu lat :)
M.


niedziela, 15 listopada 2009

Tort marchewkowy. Z orzechami



Bardzo dobrze zapamiętałam w tym roku smaki i kolory wiosny. Pierwsze promienie słońca, długie domowe poranki, pierwsze świeże warzywa, kwiaty, źdźbła trawy na polu na oknem.
I tak samo dobrze zapamiętam tegoroczną jesień.
Dyniową, gruszkową, orzechową, pachnącą zupami i ciepłymi ciastami.
I cieszę się z tego ogromnie.
Ciszę się, że mimo pędzącej codzienności ciągle widzę te drobiazgi. Nadają życiu kolor i smak.

Ten torcik to wariacja na temat mojego ukochanego ciasta marchewkowego. Przepis dostałam ładnych kilka lat temu od pewnej Kasi, z którą pracowałam.
Torcik to po prostu półtora porcji ciasta, upieczone w dwóch formach o średnicy 22 cm, przełożone kremem karmelowym oraz kremem z mascarpone.
Ani nasza Trójka, ani moi Rodzice – nie jadamy kremów na maśle. Po prostu nikt z nas nie lubi. Dlatego torty i ciasta przekładamy jedynie masami serowymi, czekoladowymi „bitką-śmietką” (jak mawia J.). Ja tym razem użyłam gotowej masy karmelowej.
No i ciut ;) nasączyłam alkoholem...
M. :)

TORCIK MARCHEWKOWY. Z ORZECHAMI.
czyli Ciasto Marchewkowe

2 szklanki mąki przesianej
1 szklanka cukru (spokojnie w torcie może być to3/4)
4 jajka
2 szklanki bardzo drobno tartej marchwi
150 gr orzechów (ja dodałam włoskich, dość drobno zmielonych)
½ szklanki oleju roślinnego
1 ¾ łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki cynamonu
2 łyżeczki sody
2 łyżeczki cynamonu

Nagrzewam piekarnik do 170 st.
Jajka ucieram z cukrem na puszystą masę, oddzielnie ubijam białka.
Stopniowo i powoli dodaję olej, część mąki. Dalej mieszam rózgą – dodając po części białek, mąki, marchwi, proszku, sody i cynamonu.
Ciasto przelewam do okrągłej blachy – 24-27 cm, posmarowanej masłem i wysypanej bułką.
Piekę 45 minut.
Smacznego.
M.



Torcik udekorowałam orzechami w karmelu, posypałam warstwą cukru pudru, kakao, obsypałam orzechami.
I dołączę go na zakończenie orzechowego tygodnia Poli i Eli :)))






Ps. Orzechowych planów było dużo więcej, ale Mały Człowiek mocno chorował.
Trufelki, ciasteczka z mąką owsianą, sałatka z rukolą i winogronami, deser orzechowo-biszkoptowy...poczekają do przyszłego roku :)))

środa, 11 listopada 2009

Mały Człowiek. I orzech :)



Kaszel, katar i najgorsze - gorączka.
Moja Mała Dziewczynka choruje. Zwykły wirus, nic groźnego mam nadzieję, ale jest zmęczona, słabiutka, choć bardzo dzielna.
Kolejny dzień siedzimy w domu, przeczekując wstrętne choróbsko.
Kiedy masuję jej małą stópkę w niebieskiej skarpetce w serduszka, całuję rozpalony brzuszek, gładzę czerwone polisie - świat staje w miejscu.
To Czas, kiedy potrzebujemy tylko siebie.
- Co byś Kochanie zjadła...pomidorówkę, naleśniki, racuszki, leniwe...
- Nie. Mamuś. Nic
- Budyń? Albo kisiel. albo...
- Tak. Kisiel zjem Mamuś.


Zjadła...cztery małe miseczki :)))
Potem już tylko kolację.

A kisiel przygotowałam ze słoika czereśni, które tego lata zrobiła moja Mama.
Były to takie owoce w zalewie - prawie kompot, tylko dużo więcej owoców.

KISIEL DOMOWY
80 g mąki ziemniaczanej
500 ml zimnej wody

500 g owoców w zalewie
cukier do smaku - w zależności - jak bardzo są słodkie owoce
ewentualnie troszkę soku malinowego - także do smaku

Owoce w zalewie zagotowuję w garnuszku na wolnym ogniu.
W 500 ml wody rozmącam mąkę ziemniaczaną. Garnek stawiam na mały gaz; na zimną wodę z mąką wlewam gotujące się owoce, cały czas mieszając.
Chwilę gotuję.
Mój kisiel początkowo był dość gęsty, ale po zmiksowaniu owoców blenderem - konsystencja stała się dużo rzadsza.


###
A teraz już orzechowo. Z wielką przyjemnością dołączę się do akcji orzechowej, prowadzonej przez Polkę i Elę :) dziewczyny pięknie wprowadziły temat, same świetnie się bawią w swoich kuchniach i inspirują innych.

Pierwsza moja propozycja też jest zainspirowana propozycjami Poli oraz Liski, które swego czasu korzystając z przepisu Gordona Ramsaya - przygotowały wytrawne tarty na orzechowym spodzie.
Cały sekret tarty leży w orzechach i parmezanie. Ciasto jest niezwykle kruche, aromatyczne, chrupiące...po prostu idealne do tart wytrawnych.
Tartę Polki znajdziecie - tu
Tartę Liski - tu


TARTA ORZECHOWA. Z grzybami.

200g maki pszennej
100g mielonych orzechów włoskich
100 g zimnego masła pokrojonego w kostkę
50 g swieżo startego parmezanu
1 jajko, lekko roztrzepane
1-2 lyżki stolowe zimnego mleka

Najpierw łączę suche składniki, powoli dodaję masło, jajko i mleko. wyrabiam ciasto. Odstwiam je na pół godziny do lodówki.
Najpierw podpiekam delikatnie spód - w wyższej temp. - 190 st, a potem już całość w 170 st. - za to ok.40 minut.

Moja tarta także była z grzybami oraz cebulką.
Ale sądzę, że spód ten świetnie skomponuje się także z suszonymi pomidorami, bakłażanem, cukinią, papryką, kawałakmi łososia czy innego mięsa.
Smacznego
M.






Mam nadzieję, że razem z K. coś jeszcze z naszych orzechowych zapasów wyczarujemy:)

poniedziałek, 9 listopada 2009

Beza z pijaną gruszką :)



- Proszę Pana. Jadłam tort z Państwa restauracji i chciałabym go zrobić sama. Na pewno wierzch był bezowy, w środku lekki krem, gruszka w alkoholu... Czy był tam biszkopt?
- Nie proszę Pani. Tylko beza, na dole i na górze. Ten torcik to beza gruszkowa...
- Hmmm. Dziękuję...


Ale biszkopt, cieniutki, delikatniutki powinien tam być. Więc się znalazł.
Torcik odtworzyłam sama.
Zależało mi na: dobrej bezie (krucha, chrupiąca, ale miękka w środku) i "intrygującej" gruszce ;) A intrygującej dlatego,że całość jest subtelna, delikatna, krucha...a gruszka ostra od mocnego alkoholu.
Ciasto zatem z pazurkiem, ale bardzo smaczne.
Moja beza do bez idealnych ma daleko, wiem. Ale chciałam by była i ciut kawowa i ciut kakaowa. W smaku była doskonała.

Przepis na bezę - a dokładnie dwa krążki bezy :) wzięłam od Liski, która przygotowała piękny torcik bezowy - tu
Przepis na bezę zatem za Liską.
A reszta - to już moja radosna twórczość, w oparciu o zapamiętany smak :)

Bezę upiekłam wieczorem, zostawiając ją na noc w piekarniku.
Na noc utopiłam też gruszkę w gorzałce (czytaj: czysta wódka)
Rano upiekłam biszkopt, zrobiłam krem i...beza zniknęła :)))

TORT BEZOWY Z GRUSZKĄ.

Beza:
5 białek temp. pokojowej (to b. ważne)
1 łyżka kakao
1 łyżeczka octu jabłkowego lub winnego
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej lub skrobi kukurydzianej
szczypta soli
220 g cukru miałkiego
ja dodałam jeszcze łyżeczkę rozpuszczalnego espresso

1 gruszka, obrana ze skóry pokrojona w cienkie plasterki
pół szklanki wódki

250 g zimnego serka mascarpone
4 łyżi cukru pudru
1 łyżka amaretto

krążek biszkoptu o średnicy 24 cm (przepis na biszkopt tu)

Wykonanie:

Piekę bezę:
Piekarnik nagrzewamy do 180 st C.

Białka ubijam z solą na sztywną pianę i powoli, stopniowo wsypuję cukier, mąkę,kawę, kakao i ocet.
Na papierze do pieczenia rozsmarowuję pianę w kształt okręgów o średnicy ok.24 cm.

Wstawiamy bezę, piekę 5 minut, następnie zmniejszam temp. do 140 st C i piekę kolejne 40 minut.
Zostawiam na noc do wystygnięcia w piekarniku.

Gruszkę kroję w plasterki, zalewam gorzałką i zostawiam na noc.

Rano piekę biszkopt. Będzie mi potrzebny jeden krążek.

Mascarpone ubijam z cukrem pudrem i amaretto.

Na spód układam odwróconą bezę, smaruję cienką warstwą kremu z serka, kładę biszkopt, który nasączam 3 łyżkami wódki z gruszki :)
Rozkładam resztę kremu. Na krem układam pokrojoną w plasterki gruszkę.
Na koniec górna beza.
Smacznego :)
M.

piątek, 6 listopada 2009

Pleśniak na cztery ręce :)



Czekałam na ten przepis bardzo długo. W końcu dałam Mamie telefon do ręki i poprosiłam:
„proszę zadzwoń do Pani Ewy...Ja chcę go zrobić sama...”.
Pani Ewa, koleżanka Mamy, która robi najlepszego Pleśniaka na świecie, zamiast przepisu chciała następnego dnia upiec nam ciasto. Kobieta-Dusza.
Ja jednak się uparłam. Chciałam sama.
I choć piekłam go już nie wiem ile razy, to ani razu...sama.
Zawsze we dwie, z Mamą J Nasz Pleśniak to już mały rytuał. „Ty gnieć ciemne, ja parzę i siekam orzechy, ja skubię ciasto, ty bij pianę”....działamy, uzupełniamy się, plączą się ręce, przesuwamy siebie i swoje garnki, dyskutujemy...
To jedno z moich ulubionych ciast.
Bardzo słodkie. Powidła śliwkowe cudownie współgrają z czekoladą, orzechami, pianą.
Według mnie ważne, by składniki były dobrej jakości – powidła, jajka, orzechy.
Wydaje się skomplikowane, ale – robione po raz trzeci – nie wymaga użycia przepisu.
Składniki na dużą blachę.

PLEŚNIAK. Pani Ewy.

Ciasto
3.5 szklanki mąki (pszennej, przesianej)
1 kostka miękkiego masła
5 żółtek
½ szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 cukier waniliowy
2 łyżki śmietany
szczypta soli
3 łyżki kakao

Polewa
5-6 łyżek mleka
4 łyżki masła roślinnego
1 szklanka cukru pudru
4 łyżki kakao

Piana
5 białek jaj
szczypta soli ½ szklanki cukru pudru
1 budyń śmietankowy, bez cukru

Dodatki
100 g rodzynek
150 g orzechów włoskich
słoik powideł śliwkowych

Rodzynki i orzechy płuczę, zalewam wrzątkiem. Odstawiam na kwadrans.
Piekarnik nagrzewam do temp. 160 st.

Zagniatam kruche ciasto, dzielę je na trzy nierówne części:
pierwsza większa biała – będzie spodem
druga mniejsza – dodajemy do niej 3 łyżki kakao, zagniatamy
trzecia mniejsza biała – do lodówki

Blachę smaruję masłem i wykładamy papierem do pieczenia. Na papierze wykładam spód ciasta.
Na spód – rozkładam – ¾ do całego słoiczka powideł śliwkowych.
Na śliwki – skubię ciemne ciasto – tak by powstały rządki (tak jak grządki, z przerwami – ma to sens, ponieważ, takich warstw jest kilka i kiedy poleje się je czekoladą – polewa nierównomiernie przejdzie przez różne warstwy ciasta)

Odcedzam rodzynki i orzechy, siekam je nożem – szybko i niedokładnie :)
Również rządkami rzucam na ciasto.

Białka ubijam na pianę, dodając szczyptę soli, powoli cukier puder, pod koniec ubijania dodając budyń.

Na orzechy rozkładam pianę – tak jak wyjdzie.
I ostatnia warstwa – jasne ciasto (mniejsza część), skubane w rządki-grządki, na pianę.

Piekę 40-45 minut.
Studzę w uchylonym piekarniku przez minimum godzinę.

Polewę przygotowuję z mleka, masła, cukru, kakao – wszystkie składniki powoli łączone – zagotowuję, ciągle mieszając. Ciasto polewam gorącą polewą. Nierównomiernie.
Smacznego :)
M.

środa, 4 listopada 2009

Kartka z podróży :)



Lubię być z moimi Bliskimi, tam, gdzie spędziłam swoje dzieciństwo, tam gdzie mieszkają wszystkie moje wspomnienia. Lubię do nich wracać. Ale tak samo lubię wracać do Domu.

Było ciepło, choć zimno, sentymentalnie, z szacunkiem ale też wesoło.
Razem z Moimi Rodzicami odwiedziliśmy miejsca dla Nich szczególnie ważne - kościół, w którym Tata przystępował do pierwszej komunii, zniszczony pałacyk, gdzie balowali już razem na Sylwestra, jezioro nad którym "mama się w tacie zakochała" choć jest też wersja, że było odwrotnie ;)


Kilka buraków cukrowych przyjechało ze mną do domu. Mama mówi, że zrobimy z nich placki (?!)


Spotkałam też Kogoś, kogo po dwóch minutach, bez względu na wszystko chciałam zabrać do domu. Para brązowych ślepiąt zaskoczyła mnie zupełnie. Serducho mocniej zabiło.
Ale wszyscy gonili "choć, jedziemy, ma pana, zostaw..."
Ale, kiedy po dwóch godzinach, na przekór wszystkim i wszystkiemu pojechałam szukać Jego i jego pana (psiak miał jakąś przepaskę na szyi), by zapytać czy nie chciałby sprzedać Malucha...już go nie było...
Tak miało być?
Jeszcze nie wiem.



To był wyjątkowy czas dla mnie i Taty. Odwiedziliśmy wszystkie nasze kąty...
To tam nad Bugiem całymi dniami łowiliśmy ryby, jedliśmy kiełbasę z chlebem i musztardą i gadaliśmy. Najlepiej było nam we dwoje. Od rana do wieczora. Nas "dwóch" i nasz bordowy Polonez. Byłam wtedy niewiele starsza od Karoli. A wyciąganie robali z ziemi i wkładanie ich do słoika z dziurkami (skąd trafiały na haczyk) było mi bliższe niż lepienie babek z piasku.
Zasada była jedna i prosta: łowimy tylko dorosłe, maluchy wracają do mam - tak ustalał Tata i tego zawsze się trzymaliśmy...



Ps. Kuchnia Na Grabinie odpoczywa. Jest czas ciepłych rosołków na chore gardła, szarlotek pod pierzynką z białek, śmietankowych budyni i kanapek z cebulą jedzonych o północy...

Pozdrawiam
M.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...