Na Dobry Początek...

Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.


Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.

Do domu. Do mojej kuchni.

Pozdrawiam Was ciepło
Monika


środa, 30 marca 2011

Gorączka. Co robić? Tańczyć! To ja bułki upiekę...



Masz 8 lat i 38 stopni gorączki...
Za oknem piękne słońce, wyczekana wiosna...
Mama karmi od rana kaszą jaglaną, poi ziołami i syropem z cebuli (bleee...)
Pytanie: co robisz?

Odpowiedź: zostajesz PRAWDZIWĄ baletnicą. Na cały dzień!





Doglądając Tego Cudu nieco wbrew Naturze ;)- między kolejnymi pokazami baletu - upiekłam bułki.



Bardzo proste, lekkie, puszyste Małgośki.
Pieczywo z dodatkiem ziemniaków ma tą swoją niesamowitą delikatność i świeżość.
Dla mnie świetne :) Ja wykorzystałam mikser, ale ciasto jest bardzo wdzięczne i dobrze się wyrabia. Byle było ciepło a drożdże świeże - bułki na bank wyjdą nawet tym, którzy będą piekli po raz pierwszy!




BUŁKI MAŁGOŚKI

przepis: Pracownia Wypieków - tu

300 g mąki pszennej
20 g świeżych drożdży i 40 ml ciepłej wody (do ich rozprowadzenia)
120 g gotowanych ziemniaków przeciśniętych przez praskę ( ja użyłam blendera)
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
jajko
20 g miękkiego masła
80 g wody

Drożdże rozprowadzam w ciepłej wodzie - w 40 ml.
Resztę składników wyrabiam przy pomocy miksera wyposażonego w hak - łączę i zagniatam, stopniowo dodając drożdże. Kiedy ciasto jest jednolite - zakrywam folią i odstawiam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia przez ok. 60 minut.
Po tym czasie z ciasta formuję bułeczki i robię w nich "przedziałek" za pomocą drewnianego patyczka. Spryskuję delikatnie olejem i odstawiam do wyrośnięcia na ok. 45 minut.
Piekę w temp. 200 st. przez ok. 20 minut.
Smacznego!




Bułki cieszyły się uznaniem nie tylko wśród dwunożnych Baletnic ;)

Wszystkiego Dobrego dla Was!
M.


środa, 23 marca 2011

Mini Pavlovas. Czego się nie robi dla zdrowia ;)





No cóż. Nikt nie odmówi mi chęci i zapału w kurowaniu Chorego J.
Beziki Pavlovej...tak, troszkę pomogły...
Schab pieczony, marynowany w winie i jałowcu...też...troszkę...
Jednak to już połowa tygodnia, a stan Chorego wciąż mizerny :(

Przyszedł zatem czas odwołać się do Wyższej Instancji.
Dziś wieczorem zawiozłam Chorego do Mamusi Mojej na kurację domowymi nalewkami i...śledzie.
Chory w oczach dobrzał :D szczególnie kiedy z wielką precyzją wyjadał z kryształowych kieliszeczków ostatnie wisienki! ;)


Miły ;) nic się nie martw, w razie czego jutro kurację powtórzymy. Mamuni została jeszcze orzechówka i pigwówka :D !!!
Nie wiem tylko jak stoimy ze śledziami...




MINI PAVLOVAS
przepis: Nigella Lawson, How to be a domestic goddess
w moim wolnym tłumaczeniu :)

8 dużych białych jaj
szczypta soli
500 g cukru pudru
4 łyżeczki mąki kukurydzianej
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

2 łyżeczki białego winnego octu

do dekoracji
ok. 500 ml śmietanki kremówki
100 g pudru i owoce (u mnie granaty)

Piekarnik nagrzewam do temperatury 180 st.
Białka jaj ubijam na pianę, stopniowo dodając po łyżeczce przesianego pudru/ Kiedy piana jest sztywna i lśniąca posypuję ją delikatnie mąką kukurydzianą i bardzo delikatnie mieszam ręcznym, drucianym mieszadłem. Teraz wierzch skraplam (dosłownie) octem i esencją - delikatnie mieszam.

Na blasze układam papier z narysowanymi 6-8 okręgami o promieniu ok. 10 cm.
Pianę układam i kształtuję na papierze - nie bojąc się wysokości bez :)
Między kręgami powinny zostać przynajmniej centymetrowe przerwy - ponieważ beziki podrosną.

Blachę wkładam do nagrzanego piekarnika i natychmiast zmniejszam temperaturę do 150 st.
Piekę 30 minut, ale kolejną godzinę pozwalam bezom ostygnąć w zamkniętym piekarniku.

Idealna beza to ta, która jest chrupiąca i kruchutka, zaś w środku mięciutka i delikatna :)



Dekoruję ubitą śmietaną i owocami :)
Smacznego!
M.

Obyście Kochani zdrowi byli, a jak już przychorujecie to tylko na wesoło! :)


niedziela, 20 marca 2011

Lekko na nowy tydzień :) ...




Miałam Go leczyć syropem z cebuli.
Miałam Go oszczędzać... ;)
Dawać miałam syropki i nacierać kamforą...

Zamiast tego - upiekłam Jego ulubione ciacho.
Myślicie, że szybciej wyzdrowieje? ;)

Mini Pavlovas już w tym tygodniu, zapraszam!

lekkiego tygodnia Kochani
Monika :)

sobota, 19 marca 2011

Dni jak cytryny. Kotleciki z soczewicy.



Blisko Domu, blisko kuchni, blisko...Siebie.
Daleko zaś od komputera, internetu. Z aparatu raz w tygodniu zdmuchuję warstewkę kurzu, ale ujęć w oku jak na lekarstwo...
Na parapecie, w słońcu wygrzewa się nowa książka, Karola z psem pod tarasem: "...no chodź na spacer, mama!!!", przy drzwiach czeka torba spakowana na siłownię...
Wolne chwile wyciskam jak cytryny.

W kuchni korzystam ze zanych i sprawdzonych przepisów, z których większość znajdziecie na blogu. O nowościach będę pośpiesznie donosić :)

Mili, wszystkiego dobrego i smacznego ;)

M.






KOTLECIKI Z SOCZEWICY
inspiracja przepisem z "Potraw makrobiotycznych", wyd. Publicat

4 filiżanki gotowanej soczewicy
4 małe cebulki
2 jajka
5 czarnych oliwek
8 łyżek mąki pszennej

olej sezamowy

Cebulki drobno kroję i podsmażam na oleju. Oliwki siekam.
Wszytskie składniki, za wyjątkiem mąki wkładam do miksera i miksuję.
Potem dodaję mąkę i formuję (uwaga! bardzo luźne) kulki, które szybko smażę w małej ilości tłuszczu. Odsączam na papierowym ręczniku.
Podaję z dipem czosnkowym, śmietaną z chrzanem lub po prostu greckim jogurtem :)

Smacznego!

poniedziałek, 14 marca 2011

Domowe rogale. Weekendowe czasu zwalnianie :)



Rogaliki. Proste, pszenne. Idealnie pasowały do weekendowych słodkich kanapek z konfiturami.
Przepis dla tych, którym wydaje się, że ciasto drożdżowe ich nie lubi :)




Zaś weekend... Nasz ciepły, dobry, słoneczny.
Był czas na układanie kwiatów, spacery..





...zawieranie sąsiedzkich znajomości ;)



pieczenie chleba, babskie rozmowy na huśtawce...



Mam nadzieję, że Wasz weekend był równie ciepły :)

A teraz czas już na rogaliki :)



ROGALE
przepis: Pracownia Wypieków,
z moimi zmianami


400 g mąki pszennej typ 850
20 g drożdży świeżych
2 łyżki oliwy
1 łyżka cukru
1.5 łyżeczki soli
250 ml ciepłego mleka


Drożdże wkruszam do kubka, rozprowadzam małą ilością ciepłego mleka z łyżką mąki i szczyptą cukru.
Kiedy zaczyn się "ruszy", dodaję go do mąki wymieszanej z solą. Powoli wyrabiam ciasto - dodając resztę składników - oliwę, cukier, resztę mleka.
Ciasto wyrabiam min.10 minut, by było gładkie, lśniące i odchodziło od ręki.
Następnie miskę zakrywam folią i odstawiam w ciepłe miejsce na ok. godzinę, tak by podwoiło swoją objętość.

Piekarnik nagrzewam do 190 st.
Ciasto rozwałkowuję na okrąg, na omączonej stolnicy i dzielę na 6 równych trójkątów.
Każdy zwijam od szerszego boku (najlepiej kiedy końcówka jest pod spodem rogalika,wówczas się nie rozwinie :)

Smaruję rogale cukrem pudrem rozpuszczonym w małej ilości wody.
Piekę ok. 20 minut.
Smacznego!


sobota, 12 marca 2011

Energia słoneczna... :)



Układam czerwone kwiaty i myślę jak mogliśmy żyć tyle miesięcy bez tego słońca, światła, zapachu powietrza...
Jak co roku, mam nadzieję, że kolejną zimę zniosę lepiej...

A póki co łapię promienie, ogrzewam nimi dom i własne myśli. Wszystko wydaje się piękniejsze, trudności mniejsze a smutki błahe :)

Za chwilkę zaproszę Was na drożdżowe, lekkie rogaliki...

Ciepłej niedzieli Wam życzę :)
M.



czwartek, 10 marca 2011

Po prostu: dziękuję! I największa buła. Chałka :)



Dziś będzie Dziękuję.

Dziękuję Mężczyznom.
Za nieporadne słowa, za kwiaty darowane z niepewną miną - bo w końcu nie wiadomo czy życzenia na Dzień Kobiet można składać czy nie....kto się obrazi, kto nie...czy wyjdzie człowiek na idiotę...
Tym bardziej Dziękuję, bo w całym tym idiotycznym galimatiasie co jest passe, a co nie, co jest bagażem komunizmu albo wodą na młyn feministek - nie jest łatwo się odnaleźć.
Dziękuję za każdego tulipana i każdą różyczkę.
Począwszy od tych, które o 7.00 rano dostałam od rocznego Franka ;)

Dziękuję – szczególnie Panu, z którym mijałam się 8 marca w drzwiach stomatologa, cokolwiek podpuchnięta, rozciągnięta na twarzy i w ligninie...a on mi złożył takie ładne życzenia :)


Dziękuję, że kiedy dostaję kwiaty ja...dostaje je także moja 7-letnia córka, która kiedyś także Kobietą się stanie :)

Bez teorii, bez podtekstów, bez zbędnych naciąganych ideologii – dziękuję!
Kochani jest jeszcze wiele Kobiet, które i życzenia i tulipana przyjmą z uśmiechem, choć wcale na nie nie czekają...

A ponieważ zdecydowana większość Facetów, którą znam to wybitni miłośnicy białego pieczywa i słodkawych buł, dziś największa jaką umiem upiec!



To chałka, którą upiekłam krok po kroku podążając za przepisem Poli – tej, która nauczyła mnie piec ciasta drożdżowe, która długo i cierpliwie tłumaczyła sens przebijania ciasta, wielokrotnego rośnięcia, dodawania składników w odpowiednim momencie...
Pierwsze drożdżowe pieczone razem wyszło super, dziś chałka – z niewielkimi zmianami – którą znajdziecie u Poli w tym miejscu.

Zaś fotki – to efekt jednej godziny skradzionej rankiem 8 marca właśnie :))



CHAŁKA
przepis za Polką, z małymi zmianami :)

80g zakwasu żytniego
pół szklanki ciepłęgo mleka (zamiast wody)
450g mąki wysokoglutenowej
13 g świeżych drożdży (zamiast instant)
1.5 łyżeczki soli
2 duże jajka
60g płynnego miodu
¼ szklanki oleju kukurydzianego
60g masła





Drożdże wkruszam do kubka z letnim mlekiem i dodaję po łyżce mąki i odrobinie cukru – mieszam, odstawiam w ciepłe miejsce – by się ruszyły.
Mąkę przesiewam i mieszam z solą.
W oddzielnej misce łączę jajka, miód, olej, rozpuszczone i ostudzone masło.
Drożdże wlewam do mąki i zaczynam wyrabiać ciasto – powoli dodaję jajka z masłem i wyrabiam ciasto ok. 12 minut, aż będzie jednolite i będzie odchodziło od brzegów miski.
Ciasto zakrywam folią i odstawiam w ciepłe miejsce. Kiedy podwoi swoją objętość, uderzam pięścią – odgazowując, a następnie składam kilkakrotnie.
Odstawiam do wyrośnięcia do lodówki – na minimum 6 godzin.
Po wyjęciu z lodówki dzielę na 6 równych części, następnie formuję wałki i...zaplatam warkocz.
Ciasto odstawiam na ok. 20 minut.
Piekarnik nagrzewam do 180 st.
Przed upieczeniem smaruję jajkiem rozbełtanym z mlekiem.
Piekę ok. 30 minut, przy czym po 15 minutach okrywam folią – by chałka nie przypiekła się zanadato :)

Smacznego!
M.


niedziela, 6 marca 2011

Ziarnko do ziarnka...i będzie ciacho :)



Kiedy wydaje mi się, że na nic już nie mam czasu, nie panuję nad kalendarzem i z prędkością kreskówki składam puzzle codzienności - wówczas zawsze wpadam po uszy w nowe fascynacje...
I dokładnie tak jest teraz.
Poczułam jak wielką przyjemność sprawia mi intensywny ruch.

Zimno nie jest już tak zimne, a śniegowe chmury wcale nie takie wrogie...Deszcz zapowiada wiosnę... A ja czuję jak wraca do mnie energia!

W kuchni zaś ciąg dalszy historii z ziarnami.
Dziś kolejny przepis na kruche ciasteczka pełne tego co lubię najbardziej - pestek, siemienia, migdałów :)


KRUCHE CIASTKA Z ZIARNAMI

50 g płatków owsianych
50 g siemienia lnianego
50 g suszonej żurawiny

30 g ziaren słonecznika
20 g mielonych migdałów
20 g płatków migdałowych
2 łyżeczki sezamu

100 g cukru
2 żółtka
łyżka śmietany
kostka masła

80 g mąki pszennej razowej typ 1850
220 g mąki pszennej typ 550


Piekarnik nagrzewam do 180 st.
Płatki owsiane i siemię lniane - zalewam małą ilością wrzątku i odstawiam do wystygnięcia.

Ziarna mieszam z mąkami.
Masło kroję w małe kawałeczki z cukrem, dodaję żółtka, śmietanę i szybko zagniatam z mąką, wystudzonymi płatkami i żurawiną. Ciasto będzie kruche, ale po kilku minutach musi stać się dość jednolite (nie może się rozsypywać).

Formuję z niego kulki a następnie lekko spłaszczam na blasze wyłożonej papierem.
Piekę ok. 25 minut.

Smacznego!
M.

czwartek, 3 marca 2011

Ciecierzyca z patelni. Przedwiosenne zasilanie ;)



Pierwsze spotkanie ze sportem w tym roku - zakończyłam obdartymi piętami od adidasów i bólem żeber ;) A najdziwniejsze w tym wszystkim - z poczuciem niesamowitej frajdy!
Bieganie z muzyką na uszach to najlepszy lek na wszytskie bolączki duszy i ciała.

Moja kuchnia pozostaje nadal w temacie ziaren, strączków, kiełków.
I choć Domownicy mocno już narzekają i tęsknią za "mielonym i naleśnikami...", wierzę, że skoro mam tak wielką chęć na wszelkiego rodzaju zarodki - to widocznie mój organizm czegoś w nich szuka.



Zatem dziś dla tych co lubią lub chcą spróbować - pyszna, pachnąca, syta i ostrawa ciecierzyca z patelni :)



CIECIERZYCA Z PATELNI
przepis pochodzi z książki "Potrawy makrobiotyczne", z moimi zmianami

300 g ziaren ciecierzycy

2 małe cebule
pęczek natki pietruszki
3 łyżki masła

2-3 łyżki sosu sojowego
świeżo milony pieprz


Ciecierzycę zalewam na noc wodą, rano zaś gotuję - w tej samej wodzie - ok. 2 godzin. Jeśli trzeba dolewam wrzątku, generalnie jednak gotuję na małym ogniu.
Odcedzam.
Na maśle przesmażam cebulkę na złoty kolor, dodaję ciecierzycę i smażę razem ok - 10-15 minut. Przyprawiam sosem sojom, pieprzem. Na koniec, przed samym podaniem posypuję posiekaną natką pietruszki.

Smacznego!
M. :)

Ps. Zaś w weekend zapraszam na kolejną wersję razowych ciasteczek, tym razem z czekoladą i żurawiną.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...