Na Dobry Początek...

Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.


Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.

Do domu. Do mojej kuchni.

Pozdrawiam Was ciepło
Monika


czwartek, 31 maja 2012

Sprawy łóżkowe ;)


Makaroniki oczywiście nie wyszły :P jak to za pierwszym razem; wyszły za to beziki...
Ale jakież to ma znaczenie, kiedy ma się 9. lat? :D


Tyle ciepłych słów; dziękuję! odpiszę na spokojnie jak spacyfikuję ;)



Z jednej strony łóżka wciska się we mnie mały chory tyłeczek, rozpalony przez gorączkę...z drugiej, jeszcze mniejszy kudłaty, który przeżywa ogromne poczucie krzywdy po wczorajszej kąpieli...
To jedyna sytuacja, kiedy nie żałuję, że Stwórca ud i bioder mi nie poskąpił. Mają się do czego tulić ;)
Tylko co ja dziś z nimi dwiema zrobię...?


konfitura z truskawek, którą K. będzie wyjadać paluchami z garnuszka?
kruche ciasteczka?

o! a może pierwsze w życiu podejście do makaroników?...

Słonko na niebie, będzie ładny dzień :)
Monika


wtorek, 29 maja 2012

Szpinak. Dziś po mojemu ;)


Kuchnia na Grabinie to trudna sztuka kompromisu.
Mnie do życia potrzeba zielonego, chrupkiego świeżego... I czasem słodkiego.
Jej i Jemu...kotleta, kiełbaski, pomidorówki z makaronem i śmietaną.

Moja Córka, subtelna blondyneczka o niebieskich oczkach...niewyparzony jęzorek ma po mnie. Po J. zaś zamiłowanie do kuchni "męskiej". Potrafi zjeść jak chłop za kosą. Obiad = kotlet, ewentualnie fuuura placków...


Zatem jemy raz mojemu, raz po Ichniemu :)

Nie mogło być jednak inaczej niż na zielono, kiedy dostałam od Kasi torbę świeżutkiego szpinaku i rzodkiewki z jej własnej uprawy!
Mój warzywniak przy jej - to małe miki Kochani!
I szpinak i rzodkiewkę wysiała do gruntu miesiąc temu. Zachęcające prawda?



Szpinakowy mix budził wiele wątpliwości, jednak za sprawą sezamu i miodowego dressingu - nawet "ta dziwna krucha sałata" z pajdą smażonego (rzecz jasna!) chleba przeszła przez podniebienie Panienki :)



SZPINAK, SZPARAG I JAJECZKO :)
składniki na 3 porcje

6 garści świeżego szpinaku
pęczek drobnych szparagów
ząbek czosnku
5 łyżek sezamu

ok. 6 jajek przepiórczych, gotowanych na twardo

dressing z pamięci za moją Sąsiadką ;): 1/3 szklaneczki oliwy, łyżka octu jabłkowego, łyżka miodu, łyżka musztardy, sól, pieprz, łyżka letniej wody - dobrze mieszam i odstawiam na chwilę

Szpinak rwę na drobne kawałki i układam na talerzach.
Szparagi smaruję oliwą, nacieram rozgniecionym czosnkiem i przysmażam na patelni grillowej.
Sezam prażę na suchej patelni.
Składniki układam na szpinaku i polewam dressingiem.

Smacznego :)
M.

Szanuj zieleń ;)


- Mama, te zielone liście to co?
- ......
- Mama???

...Czuję miękki grunt pod nogami, jak usłyszy to straszne słowo SZPIANAK, będzie zaraz sobie robić TOSTY...

- Sałata, Kochanie. Kruchutka, taka dobra, prawda?
- Taa....i do tego te jajka i szparagi...No a czym się najemy???


Boszzzzzz, będę twarda. Będę!

cdn. ;)

sobota, 26 maja 2012

Mamooo.....:)))




O macierzyństwie można by długo i jeszcze dłużej.
Ale dziś inaczej....:)))


22.IV.2003r.
Piętnasta godzina porodu.
Życie ratuje mi piosenka Flinty „Żałuję, że cię znałam! Żałuję, że kochałam!”... Śpiewam pod szpitalnym prysznicem tak głośno jak tylko umiem...a nie umiem. Wcale.

Moja sala jakaś pusta. Podobno położne nie chcą przyjść, bo są...ZMĘCZONE!!! A ja podobno...NIEPRZYJEMNA!
Nasyłają biednego przyszłego ojca, wciskając mu giiiiigantyczną piłkę, na której mam usiąść i wykonywać „koliste ruchy”...
Piłka jest czerwona. A ja czuję jak rośnie we mnie agresja...
Ruszamy! Ja i mój brzuch...
Znowu sami w sali. Hm.


VI.2005 r.
Ja w kuchni. Miksuję kolejną zupę, której Mały Człowiek pewnie nie ruszy...
Wcale się jej nie dziwię...Zupa wygląda jak „Fu”
- Córcia, co Ty tam robisz? – krzyczę kontrolnie w kierunku dużego pokoju.
- Bawię się, a co ja mogie jobić?!


V.2006 r.
Do Córki przyjechała koleżanka.
K. strasznie ją lubi, ja także – koleżankę K. i jej mamę. Po zabawach w błocie, myję dziewczynki w misce, a koleżanka K. do mnie mówi: „...ciociu ile ty masz lat?”
- 32 – odpowiadam.
Dziewczynka pyta dalej: „ciociu a dlaczego ty masz takie małe piersi...?”
Nadal spokojnie: „bo widzisz Kochanie, jedni są niscy, inni wysocy, jedni maja jasne włosy, inni ciemne, tak samo kobiety mają różne piersi”.
Na co dziewczynka do mnie: „no widzisz, moja mama jest młodsza od ciebie i ma większe piersi...”
Śmieję się sama do siebie, ale spoglądam na K. Stoi obok i gotuje się z wściekłości... Głowa spuszczona, napowietrzone poliki i zaciśnięte usteczka... Moja Kochana Gwiazdeczka...

X.2006 r.
Oj zadowolona, zadowolona jestem! Cichaczem nabyłam pięęęęęęękne szpileczki. No... tanie nie były, ale warte swej ceny! Biegam w nich po domu. Trzeba je rozchodzić i się pocieszyć.
Mały Człowiek buduje z klocków w pokoiku.
Wstaje, zatrzymuje się w przedpokoju i rzuca:
- Biegaj, biegaj, jak tata psyjdzie to jus się nie będzies tak śmiała....


2010r.
Zasypiamy. Głaszczę ją po blond włoskach, całuję małe łapki...spokojnie oddycha, przysypia...
Nagle podrywa główkę wyraźnie czymś poruszona...
- Kiedy miałaś badanie piersi?! -pyta.
- Co?! Córcia rok temu. Wszystko dobrze....
- Pilnuj tego! Widziałam reklamę.


2012r.
Sklep z artykułami papierniczymi. Kupujemy sobie...pierdoły.
Ja wybieram malutki piórniczek z kotkiem, taki do torebki...
Ona spogląda z boku, szukając „czarnej saszetki” na długopisy i rzuca w moim kierunku:
- Mama, proszę Cię.... Jak Cię kręcą różowe piórniczki to mam taki z Cynką w domu, oddam Ci... Ja już zniego wyrosłam





**********************
******************

Z okazji Dnia Mamy...
wszystkim Mamom, Dzieciom, Tym, którzy się wahają i tym, którzy dzieci się tak pięknie boją...

Kochani wszystkiego naj!

Monika :)






A teraz bardzo staroświecki serniczek, który zna pewnie każda Mama i każde dziecko.
Dobry, w miarę zdrowy i kolorowy...
Już nie z tych czasów, ale niezmiennie pyszny!



SERNIK NA ZIMNO

W zależności od tego ile chcemy przygotować warstw serniczka - tyle potrzebujemy i serków i galaretek.
Czyli:
1 serek homogenizowany ( tzw. "z krówką" czyli chyba Rolmlecz)+ 1 galaretka = warstwa

Galaretkę rozpuszczamy w połowie zalecanej ilości wody (zazwyczaj połowa to 25o ml - wrzątku).
Dobrze mieszamy i odstawiamy do ostygnięcia.
Kiedy zaczyna tężeć, dodajemy serek, mieszamy i wylewamy do naczynia jako pierwszą warstwę właśnie.
Rzecz jasna - trzymamy w lodówce.
I szykujemy kolejną warstwę....i kolejną :)

Smacznego!
M.

czwartek, 24 maja 2012

Chłód, głód i...szparag :)


Kolacje jadamy ostatnio o zupełnie "nie dietetycznej" porze.
Jest wieczór, jest chłód, jest głód, jest zapach rześkiego powietrza.
Wino smakuje wtedy tak intensywnie, zaś szparagi tak...kremowo :)

To przepis, który próbowałam odtworzyć z głowy. Wyczytałam go gdzieś w jakiejś gazetce u mojej Mamy.
Pamiętam ser w cieście, pamiętam jajko i śmietanę...
Resztę...dośpiewałam :)

Uwagi Konsumentów:
nr. 1 - Zbyt łagodne, więcej soli i przypraw
nr. 2 - Dobre. Mamo, a tosta jeszcze mogę??? (wrrrrr....)
nr. 3- Delikatne, dobre :)
nr. 4 - Skropiłabym przed podaniem balsamico



ZAPIEKANKI SZPARAGOWE
składniki na 3 porcje

pęczek białych szparagów
3 jajka
200 g białego sera
kubeczek śmietany 36 proc. (150-200 g)

2 łyżki ciepłego masła
200 g mąki

sól, pieprz, zioła prowansalskie (susz), listki świeżego tymianku

Z mąki, 1 jajka, masła i sera zagniatam w miarę jednolite ciasto.
Odstawiam do lodówki.
Piekarnik nastawiam na 180 st.

Szparagi myję, odcinam końcówki i obieram.
Foremki do zapiekanek wygniatam ciastem twarogowym.
Rozkłócone pozostałe dwa jajka mieszam ze śmietaną i przyprawami. Masę wylewam na spód ciasta. Układam szpragi.

Piekę ok. 45 minut - do czasu zrumienienia ciasta.
Smacznego!
M.


...a już za chwilkę ;)

A jeśli...:)


Jeśli Dziś będzie tak jak Wczoraj.
Jeśli obudzę się z uśmiechem i chichocząc jak dwie 9.latki zaśniemy. Kolację zjemy na trawie, a małe łapki znów przyniosą Cudeńka
Będzie dobrze :)....




Ja: - Założyłam jednak warzywniak...wiesz kilka pomidorków, ogórki, papryka, jakaś zielenina na zupę...
Moja Przyjaciółka: - Dobijasz mnie...Kwiaty, drzewa, zielnik, truskawki, maliny...jaki warzywniak?! Obiecaj, że nie wrócisz do domu z kurą i kozą na sznurku!!!
- Obiecuję :)



Ps. Przepis na szparagi jeszcze dziś!

pięknego dnia Wam życzę :)
Monika

wtorek, 22 maja 2012

Kiedy wraca apetyt...szparagi :)


Po upalnym dniu, pełnym pracy i obfitującym w całą moc wydarzeń, wraz z wieczorem wraca apetyt.
Apetyt na coś lekkiego, smakowitego, pachnącego...domowym jedzeniem.
Jemy na schodach tarasu, trzymając przyjemnie ciepłe talerze na kolanach :)




ZAPIEKANE SZPARAGI
przepis Aldo Zilli, BBC Books

16 łodyg szparagów
8 plastrów szynki parmeńskiej
25 g masła
25 g utartego parmezanu ( u mnie w zastępstwie bułka tarta)
5 łyżek oliwy z oliwek
3 łyżki octu balsamicznego

75 g rukoli
pieprz

Piekarnik nastawiam na 200 st.
W głębokiej patelni zagotowujemy wodę.
Obrane szparagi wrzucam do gorącej wody i gotuję ok. 5 minut.
Wyjmuję osuszam na talerzu. Zawijam po dwa w szynkę parmeńską.
Ucieram masło z tartym parmezanem (ja przygotowałam wczoraj bułkę tartą na maśle ;), i rozprowadzam je na szparagach ułożonych w naczyniu żaroodpornym.
Szparagi wstawiam do pieca na kilka minut aż ser (lub bułka) nabiorą złotego koloru.
Gorące układam na rukoli i skarapiam oliwą połączoną z octem balsamicznym.
Smacznego!
M.

****
Moja Córka już od kilku dni obdarowuje mnie z okazji zbliżającego się Dnia Mamy.
Otrzymuję piosenki, serduszka wycięte z papieru ściernego, moje własne długopisy pięknie zapakowane :), domki z plasteliny i całe garście kwiatków...jak ten :)



Jeść czy szlifować dalej...?
I tak od trzech dni ;)

Wieczorem szparagi i białe wino z lodem...



cdn ;)
M.

poniedziałek, 21 maja 2012

Na rybach :)


4. rano.
- No wędkarz...pośpij jeszcze... - Mój Tata, ma ok. 40 lat, ja jakieś 7. Siada na moim łóżku i głaszcze mnie po głowie...
- Nie śpię! Jedziemy!

Zanim ruszymy idziemy jeszcze za stolarnię dziadzia Frania. Tata dwa razy wbija się szpadlem i przerzuca ziemię. Ja mam słoik z podziurkowaną zakrętką. Wyciągam dżdżownice, tylko te grubsze żeby na haczyk dobrze się nadziewały i pakuję kolejno do słoiczka.

Wracamy do domu po wałówkę (kiełbasa, chleb, herbata w termosie). W kuchni krząta się już babcia Karolina.
- Januszku, podejdź, podejdź - woła Tatę do białego kredensu. Wyciąga grubą butelkę, z kłosami zboża w środku, nalewa mały kielonek i podaje Tacie... Tata wychyla jednym ruchem, uśmiechają się do siebie.
- Dziękuję Mamusiu - mówi Tata.
Mnie babcia podaje ciepły słoiczek
- Nagotowałam wam pszenicy.

Jedziemy Polonezem, nad Deusze (miejsc. Dubienka). Rozkładamy się w krzakach, Tata struga nowe podpórki do wędek. Ciągle odgania ode mnie komary...Najważniejsza zasada: łowimy tylko duże, maluchy wracają do mam.
Zawsze pomaga wyciągać ryby, ale czeka jak najdłużej bym radziła ze wszystkim sama...
Z haczykami, robalami, rybami, potem patroszeniem i płukaniem.

W czasie tych wypraw, całodziennych, spokojnych, wesołych i tak bardzo naturalnych dowiedziałam się wielu rzeczy o zaradności, samodzielności. Popełniałam błędy przy sile Jego spokoju i w pełnej akceptacji mojej słabości...
I tak jest do dziś :)))

Tak mi się przypomniało, kiedy przygotowywałam tą rybę.
Nie jest to Kochani przepis z książki czy gazety.
Mam go spisanego na wyrwanej karteczce, w darze ;) od pewnej Agnieszki, która tą rybkę przygotowała ostatnio na przyjęciu w moim domu. Dla mnie bezkonkurencyjne - i Agnieszka ;) i rybka!

Jedyny jej mankament to czas marynowania - 3 dni. Toż to dla mnie cała wieczność!!!! ;)






RYBA W ZALEWIE

1-1.5 kg ryby (jakiej lubicie)
do panierki: 2 jajka, szklanka bułki tartej, pół kubka mąki

3 cebule
1 słoik ogórków konserwowych

zalewa:
1 szklanka octu od ogórków
1 szklanka oleju
1 szklanka wody
9 łyżek octu
6 łyżek cukru
2 łyżeczki soli
1 słoiczek ketchupu pikantnego (użyłam Włocławaka)
1 słoiczek ketchupu łagodnego
3/4 małego słoiczka koncentratu
10 ziaren ziela ang.

Rybę obtaczam w jajku, mące i bułce tartej, następnie smażę na złoty kolor.
Składniki zalewy zagotowujemy i odstawiamy do ostudzenia.

Ogórek i cebulę - kroję najdrobniej jak umiem :)

Rybę posypuję cebulką, ogórkiem i układam warstwami.
Zalewa zalewą i odstawiam na 2-3 dni

Smacznego!
M.


Ps. Kochani pięknie tydzień się zaczął!
Na mały uśmiech mam jeszcze tekst, który moi Rodzice przywieźli ostatnio z sanatorium :)))

"Turnus mija...ja niczyja..."
perełka :D

czwartek, 17 maja 2012

Niech tylko zaświeci! Chleb mieszany :)


Białe kwiaty, które po Komunii zostały jeszcze w wazonach skutecznie przeganiają deszczową chandrę...
Biała sukienka, wianuszek, znów idealnie czyste szkło i setki fotek, które oglądam po raz kolejny i kolejny :)
W pokoju na środku - czeka moje kolejne zadanie: nowy stół, który prosi się o subtelny dotyk szlifierki oscylacyjnej. Bejca, spękacz i farba...Niech tylko zaświeci, wytacham go na taras i przemienię w coś bardziej "grabiniastego"
...

Tymczasem pajda, lekkiego domowego chleba. Chleb jest mieszany - z mąk (pszenna i żytnia) i mojej radosnej twórczości na podstawie różnych znanych mi przepisów.
Czasem piekę go wersji bez dodatków, czasem z siemieniem a ostatnio także z ziołami - tymiankiem, rozmarynem.




Domowy chleb mieszany

500 g mąki pszennej
100 g mąki żytniej razowej
1 płaska łyżeczka soli
250 g wody
100 g aktywnego zakwasu żytniego
3.5 łyżeczki drożdży instant

Mąki mieszam, przesiewam przez sito.
Zakwas łączę z wodą, następnie rozpuszczam w nim drożdże i sól.
Zaczyn dodaję do mąki wyrabiając gęste, kleiste ciasto.

Ciasto przekładam do miski posmarowanej olejem, przykrywam ściereczką i odstawiam do wyrośnięcia na min. 8 godzin.
Po 3-4 godzinach przebijam ciasto – ręką lub przekładam je drewnianą łyżką, tak by je odgazować.
Po drugim wyrastaniu przekładam do foremki lub żeliwnego garnka i wstawiam do piernika nagrzanego najpierw do 220 st.
Po 10 min. zmniejszam temperaturę i kolejne 45 piekę w 200 st.

Smacznego! :)

Na zdjęciach chlebek z podwójnej porcji.

13.V.2012 :)))



sobota, 12 maja 2012

Za pieć....:)


Jutro Komunia...

jest tak...

i tak...

ale i tak ;)...

pięknego weekendu Wam życzę :))
Monika

środa, 9 maja 2012

Troszku groszku :)



Biała, skromna sukieneczka 9-latki wisi w mojej garderobie.
Białe talerze rzędami opuszczają zmywarkę.
Jeżdżę po mieście i szukam białych różyczek z marcepanu na tort.
Za kilka dni moja Córka przyjmie Komunię.
Chcę żeby było to rodzinne, domowe i ciepłe święto...
Trzymajcie kciuki za słonko, w niedzielę bardzo bym chciała je zobaczyć :)

Póki co jednak pokonuję zmęczenie miseczką sycącej i rozgrzewającej zupy.
Nie jem teraz zbyt często, za to cały czas jestem w ciągłym ruchu. Pierwszymi degustatorami kremu z groszku były trzy młode damy ( w wieku 7-9 lat) i smakowało im całkiem dobrze. Podałam im zupkę z pokruszonym chlebkiem Wasy - a cała zabawa polegała na zjadaniu "grzanek" zanim się rozpuszczą ;
)




KREM Z GROSZKU

1 litr wywaru jarzynowego lub lekkiego rosołu
2 marchewki
1 pietruszka
1 ziemniak

3 kubki mrożonego groszku
sól, pieprz, cukier, łyżeczka soku z cytryny lub octu jabłkowego

po pół kubka śmietany i jogurtu

Gotuję lekki wywar jarzynowy lub jarzynowo-drobiowy; warzywa kroję dość drobno, dodaję zamrożony groszek. Jeśli mam gotowy wywar (np.zamrożony) gotuję w nim dodatkową porcję warzyw - jw.
Zupę gotuję na małym ogniu ok. 45 minut. Po tym czasie miksuję (ale nie dokładnie), doprawiam. Zestawiam z ognia i zabielam jogurtem wymieszanym ze śmietanką. Podaję od razu - z: groszkiem ptysiowym, grzankami z ciasta francuskiego lub pokruszonymi chlebkami Wasy ;)

Smacznego!
:)))
Monika


piątek, 4 maja 2012

M. jak...:)


Lubię M.
Bo M. jest jak Mama, jak Miłość, jak Maj i w końcu jak Monika :)
A dziś są właśnie moje imieniny!
Jest jeszcze kilka innych Wyjątkowych dla mnie M., ale te już tylko dla Mnie :)

To jedno z moich ulubionych świąt. I jakoś zawsze jest jeszcze Milsze niż je zaplanowałam!
To dla mnie prawdziwe święto, w przeciwieństwie do wszystkich walentynek i dni kobiet.
Szanuję Wasze odrębne opinie, ale to dwa dni, kiedy naprawdę fajni faceci robią naprawdę głupie rzeczy, uginając się pod presją otoczenia i w lęku przed kobiecymi oczekiwaniami.
Zamiast w lutym kupić cmentarną lampkę w kształcie serduszka "you are light of my live" (raz dostałam taką, a jakże!) lepiej razem bawić się w urodziny czy imieniny właśnie!

Moje imieniny zawsze pachną bzami lub konwaliami. Dziś także od bladego świtu :)))

Kto przysnął niech wstaje! Jemy słodkości :)))
Ja ściskam wszystkie moje małe i duże Moniki, a także ich mamy, którym to imię musiało się bardzo podobać :)



A teraz już podaję deser...koniecznie do małej espresso! Tak na dobry początek pięknego dnia :)))
Monika



TIRAMISU
przepis Aldo Zilli, według książki "Łatwa kuchnia włoska", wydawnictwa BBC Books

4 żółtka
150 cukru pudru

300 ml śmietany 36 proc.
250 g mascarpone

1 opakowanie biszkoptów
2 łyżki wina marsala
2 łyżki likieru Tia Maria ( u mnie amaretto)
2 łyżki ekstraktu waniliowego

450ml mocnej espresso
3 łyżki niesłodzonego kakao


Żółtka ubijam z pudrem na lekką, puszystą masę.
W oddzielnej misce ubijam śmietanę, stopniowo dodając serek, następnie kolejno alkohol i ekstrakt. Powoli dodaję także masę z ubitych żółtek.
Na dno pucharków nakładam masę serową.
A na nią - biszkopty (ja je pokruszyłam) nasączone czarną kawą.
Warstwy powtarzam trzykrotnie. Deser posypuję kakao i ewentualnie wiórkami ciemnej czekolady.
Koniecznie schładzam kilka godzin, zaż przed podaniem wstawiam do zamrażarki na 10 minut.

Smacznego!




Moich ogrodniczych zmagań i zapędów nie widać końca... Ale to miejsce, gdzie w tej chwili czuję się najlepiej!

środa, 2 maja 2012

Lekko w sercu, lekko na talerzu!



Niby nic, ale dookoła jakieś majowe ożywienie w sprawach „damsko-męskich”... Jakby weselej, jakby śmielej...zima się skończyła! To pewne.

W drodze do szkoły, codziennie rano obserwuję ukradkiem parę zakochanych nastolatków. Kiedy jest dobrze, nie mogą się od siebie oderwać na przystanku. Kiedy walczą z „kryzysem”, on idzie piechotą jedną stroną ulicy, ona czeka na autobus...po drugiej stronie :)
I tak od kilku tygodni, codziennie inaczej!

Przedmajówkowy piątek. Supermarkety pełne rodziców z dziećmi.
Dzielnie maszeruję z K., szybko kupić i uciekać...

Przede mną mężczyzna w wieku ok. 45 lat, dwie małe kruszyny drepczą po jego obu stronach, nadrabiając po dwa – kroki taty...
Jego wzrok wbija się centralnie w mój biust. Uśmiech.

Ojej...gdyby wiedział, że uśmiecha się do stanika za 2.5 stówy czułby się oszukany...
Uśmiecham się z politowaniem. Policzę do trzech i zaraz sprawdzi „czy widziała”...1..2...3..bach!
Au! Przyłapany. Przyciąga dzieci niczym dwie tarcze obronne bliżej siebie, ja się śmieję już całkiem mocno....Szczęśliwie, zmieszanie pana przechodzi także w śmiech!

W weekend opowiadam tą historyjkę koleżance...
- No wiesz...ja bym mu w mordę dała!
- Boże, za co?! A dałaś już kiedyś komuś?
- Nie. A Ty?
- Tak. Tak mi potem było głupio, że prosiłam, żeby mi oddał...
- I...?
- No nie oddał. Może dlatego, że następnego dnia się żenił :) Ze mną

Zamiast się spinać i oburzać, lepiej razem się pośmiać a jak coś zjeść to...koniecznie z jednej miski ;)
Na przykład pieczarki...





Pieczarki balsamiczne
przepis: Marta Gessler, książka „Kolory smaków

750 g małych pieczarek
80 ml oliwy
sól
2 ząbki czosnku
3 łyżki brązowego cukru
1 łyżka wody
pieprz
60 ml octu balsamicznego
listki tymianku

Grzyby wrzucam na rozgrzaną oliwę, smażę kilka minut, solę.
Dodaję posiekany czosnek. Przygotowuję zalewę z wody, octu i cukru – dodaję ją do pieczarek i duszę min. 5 minut by powstały sos zaczął gęstniec i zmniejszać swoją objętość. Doprawiam piperzem, posypuję tymiankiem.

Smacznego!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...