Na Dobry Początek...

Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.


Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.

Do domu. Do mojej kuchni.

Pozdrawiam Was ciepło
Monika


środa, 31 marca 2010

Sernik z brzoskwiniami. Święta z uśmiechem :)




Z wielką przyjemnością patrzę na Kobiety i domy, w których nie ma świątecznej presji...Bez względu na to czy w domu są dzieci czy nie, święta to dla Nich po prostu miły czas. Jedna szynka albo pasztet, mazurek może...albo babka. Ważne zielone gałązki w wazonie i uśmiech...jego, przyjaciółki albo mamy. No albo oczywiście dzieci.

Czy wiecie, że wśród Kobiet w moim otoczeniu nie ma ani jednej, która pod presją świąt myje okna, jest umęczona codziennością, wieczorami jeździ do supermarketu, nocami wypieka mięsa i kupuje kopę jaj do robienia ciast.
Nie ma.
I strasznie mnie to cieszy.
Oczywiście mają kopę innych problemów :) ale w święta będą głównie odpoczywać.

I ja też :)
Święta Wielkanocne będziemy świętować u moich Rodziców.
Zrobię serniczek, może mały mazurek do dekoracji stołu :)

Tata kupi piękne kwiaty, jak co roku, Karola założy lekką sukienkę.
Mama będzie miała na sobie perełki i białą bluzeczkę.


To w świętach lubię najbardziej.
I takich świąt Kochani Wam życzę.




A teraz serniczek.
Prosty, domowy ale elegancki.
W ostatniej "Kuchni", skąd pochodzi przepis - nazwano go Sernikiem Wiedeńskim z brzoskwiniami.

Przepis oryginalny - na blaszkę okrągłą o średnicy 22 cm.
Ja, pozostawiając ilość brzoskwiń - zrobiłam z podwójnej porcji w blasze 27 cm.

SERNIK Z BRZOSKWINIAMI
Kuchnia 4/2010

2 żółtka + 20 g cukru
250 g białego tłustego twarogu
3 białka + 80 cukru pudru
250 ml śmietanki 36 proc.
20 g mleka w proszku
skórka z 1 cytryny,
1 paczka herbatników
1 puszka brzoskwiń

Nagrzewam piekarnik do 150 st.

Żółtka ucieram z cukrem na puszystą masę. Dodaję ser i ucieram na gładką masę.
Ubijam białka z cukrem i oddzielnie - śmietankę. Melko w proszku dodaję do przesianej mąki.
Do sera z żółtkami dodaję skórkę z cytryny, bitą śmietanę, mąkę a na końcu pianę z białek.

Spód tortownicy wykładam herbatnikami, boki wykładam papierem do pieczenia. Połowę masy serowej wykładam na herbatniki, na to układam brzoskwinie (przecięciem do spodu), rozkładam resztę sera.
Piekę 2.5 godziny, pozostawiając sernik na noc w piekarniku przy uchylonych drzwiczkach.

Smacznego!

wtorek, 30 marca 2010

Świąteczne nastrajanie :)




Bardzo lubię święta. Wszystkie. Jestem świętolubem.
Ale nie lubię gdy forma bierze górę na treścią.
Rodzinnie - tak.
Czysto - tak.
W domowej atmosferze - koniecznie.
Z tradycyjną kuchnią - tylko i wyłącznie...

...ale przede wszystkim z uśmiechem.

W Pracowni, w której pracuję świętujemy wiele różnych okazji i wciąż szukamy nowych :)
Zamiast myć okna i robić duuuże zakupy, przed Wielkanocą bawimy się razem z dziećmi i... nie mniej niż dzieci.

Zanim zaproszę Was na świąteczny serniczek, pozwólcie, że na sekundę pęknę z dumy :)
Na krótką chwilkę zaproszę Was, tam gdzie godziny przeskakują parami :)

Tak oto dzieci potrafią s-a-m-e zrobić kwiatki z bibuły, by przywołać Panią Wiosnę...





gdyby kwiatków było mało... s-a-m-e przygotowały krrruche ciasteczka...



Zaś w atmosferę Świąt wprowadziły nas przygotowując koszyczki i s-a-m-e dekorując mazurki :)








###
Fajne pokolenie nam roście Kochani!
A serniczek już jutro :)
M.

piątek, 26 marca 2010

Winna zupa. Barwy wiosny :)



Trochę nie w temacie. Ale nic na to nie poradzę.
W tym roku jeszcze Wielkanocy nie czuję.
Gotuję natomiast to, na co mam ogromną ochotę - winną zupę z buraków, rybę niby po grecku :) i piekę kolejną odmianę pleśniaka...
Mazurki, baby, jajka - choć zachwycają na Sąsiednich Blogach, jakoś mnie jeszcze omijają...
Może jeszcze przyjdzie mój czas.

Tymczasem z wielką radością codziennie odkrywam wiosnę.
W słonku, zapachu powietrza, białym obrusie i kolorowych goździkach.

A na stole winna zupa z buraków.
Wygląda troszkę jak barszcz ukraiński, ale nim nie jest.
Podobno barszcz ukraiński należy gotować na wołowinie, kapuście, nie dodawać fasoli i połączyć z pomidorami...

Ja wolę ulepszoną wersję "stołówkową".
Drobne pokrojone buraczki (po ugotowaniu), ziemniaki, domowy rosół, fasola (jaką mam :), cukier i koniecznie kieliszek wina :) do zupy.



WINNA ZUPA Z BURAKÓW
4-6 sztuk buraków,
4-6 sztuk ziemniaków
kubek gotowanej fasoli
1 l wywaru jarzynowego lub mięsnego
kieliszek czerwonego wina lub chlust octu
sól, pieprz, cukier - do smaku
ziele i liść laurowy

Buraki i ziemniaki podgotowuję oddzielnie, kiedy lekko zmiękną - gorące łączę, zalewam wrzącym wywarem, dodają ziele, liść oraz pozostałe przyprawy (do smaku). Pod koniec dodaję czerwone wino lub ocet. Gotuję tylko tyle czasu, ile jest potrzebne do tego, by ziemniaki i buraki były miękkie.
Ja jem zupkę bez dodatków, jednak Na Grabinie są i miłośnicy zupy buraczkowej ze śmietaną :)
Smacznego!
M.

wtorek, 23 marca 2010

Pasztet z soczewicy. Różne różności :)






- Jakie kwiaty lubisz? - Ktoś kiedyś zapytał.
- Zielone.
- Żartujesz teraz?
- Nie. Zielone. Z białym...

Lubię w kwiatach ich zieleń. Uwielbiam róże Avalnche, które mają biało-zielone listki, uwielbiam konwalie i urzekły mnie tulipany, na które trafiłam wczoraj w kwiaciarni Na Grabinie.
Stałam i patrzyłam, gotowa pomyśleć, że ktoś mógłby powiedzieć, że są brzydkie bo jakieś "pokrecone", "pogniecione".

- Piękne prawda? Takie pierzaste. Cudowne nie mogłam się im oprzeć...
- z myśli wybiła mnie przeurocza właścicielka kwiaciarni.
Pierzaste...Do głowy by mi nie przyszło...
Dla niej te tulipany były pierzaste, dla mnie pięknie zielone, dla Was pewnie są jeszcze inne...

Cudowna jest w nas nasza Różność. I jej odkrywanie :)

A dziś za sprawą Truskawkowej Ani Na Grabinie pasztet.
Pierwszy mój pasztet. Z zielonej soczewicy. Trzymałam się dokładnie przepisu Ani i udało się super.
Kruchutki, aromatyczny, z charakterem. Do chrzaniku, ostrej musztardy lub ogóreczka...
W pasztetach nie lubię oczywiście mięsa, więc dla mnie ten - z zielonej soczewicy - to po prostu ideał.
Ale uwaga :) w przepisie tym czosnek liczymy na główki - i ma to konkretne przełożenie na smak (dla mnie jak najbardziej korzystne). Jeśli jesteście mniej czosnkowi - użyjcie go mniej :)
Aniu dziękuję :)))




PASZTET Z ZIELONEJ SOCZEWICY
przepis: Truskawkowa Ania - tu

200 g zielonej soczewicy
2 marchewki obrane i pokrojone w plasterki
1 mała pietruszka obrana i pokrojona w plasterki
1 główka czosnku
1 średniej wielkości cebula drobno posiekana
1 łyżeczka kuminu
1/4 łyżeczki suszonego chili
3 jajka
3 łyżki oliwy

Rozgrzewam piekarnik do 180 stopni C. Na blasze układam nie obrane ząbki czosnku (jeden ząbek odkładam. Piekę, aż czosnek będzie miękki - tj. ok 25 minut.

Soczewicę płuczę i wsypuję do garnka, zalewając ok. 3 szklankami wody. Dodaję liść laurowy, ziele, gotuję do momentu aż woda wyparuje a soczewica będzie bardzo miękka.
Na rozgrzaną oliwę wrzucam kumin. Stopniowo dodaję odłożony, zmiażdżony ząbek czosnku, cebulę i warzywa. Podsmażam je do miękkości - ok. 10 minut.

Po ugotowaniu soczewicę lekko studzę. Następnie mieszam z warzywami i lekko miksuję (tak jak radzi Ania - nie należy z niej robić papki warzywnej - masa musi być grudkowata). Masę doprawiam do smaku.

Następnie dodaję upieczone ząbki czosnku i rozkłócone :) jajka. Mieszam, przekładam do wysypanej bułką tartą keksówki.




###
Kochani Moja Córka topiła wczoraj Mariannę (tak powiedziała po powrocie ze szkoły :)))
Z okazji Młodziutkiej Wiosny - życzę Wam wielu słonecznych dni :)
M.


poniedziałek, 22 marca 2010

Mała rybka. Najlepsza w samochodzie :)




Powoli zdaję sobie sprawę, że nikt nie kupi mojego samochodu...
W sobotę zapach szarlotki, dziś smażona rybka, jutro pasztet z soczewicy z dużą ilością pieczonego czosnku...
Ale to dobrze. Auto wystawiałam już dwa razy na sprzedaż i w ostatniej chwili czułam, że po prostu nie mogę... Okropne, ale wymyślając niestworzone historie wycofywałam się ze sprzedaży, wsiadając do mojej T. i pędząc jakby chętny do kupna nas gonił...

Tymczasem Na Grabinie małe rybne paluszki, domowej roboty.
Nie lubię tych kupnych. Pamiętam, że raz je kupiłam - panierka wściekle pomarańczowa, ryba przeźroczysta a smak bliżej nieokreślony - i pamiętam, że nikt ich nie chciał jeść.

Zaś zrobienie samemu - dziecinnie proste i nie trwa dłużej niż 10 minut.

Jeszcze ciepłe paluszki pakuję w papier, do różowego (rzecz jasna!) pudełeczka i pędzę z nimi do szkoły, po Małego Człowieka :) W samochodzie smakują jeszcze lepiej ;)

PALUSZKI RYBNE
380 g białej ryby
duże jajko
sucha bułka (kajzerka)
3/4 szklanki ciepłego mleka
bułka tarta do optaczania
jeśli dziecko zje "zielone" w środku: świeża, drobno posiekana natka pietruszki
olej do smażenia

Bułkę moczę chwilę w ciepłym mleku, odciskam. Miksuję krótko razem z rybą. Dodaję jajko, przyprawy (sól, pieprz, pietruszkę), mieszam. Jeśli masa jest zbyt luźna dosypuję ok. 1 łyżki tartej bułki do środka.
Formuję paluszki, obtaczam je w bułce i smażę na złoty kolor, odkładając na papier do pozbycia się nadmiaru tłuszczu.
Smacznego!
M.

sobota, 20 marca 2010

Drożdżowe rogaliki. Na weekend :)




Kiedy wyprowadziłam się z domu Rodziców zrozumiałam, że to wcale nie takie oczywiste, że makaron jest tylko...domowej roboty. Że nikt nie robi takich kanapek jak Mama, że ciepłe słodkie placuszki nie są już na wyciągnięcie ręki...
A ja właściwie nie wiem jak się je robi...

Dziś siedzę z moją Córką w kuchni, jemy gorące rogaliki z wisienkami i czuję jaką frajdę daje mi gotowanie i patrzenie na uśmiechnięte oczy.
Może czas już na domowy makaron?...


Dziś na razie rogaliki :)

- Mama a Tata zjadł już osiem!
- O! Mama jakie gorące...a kiedy wyjmiesz następne????


Drożdżowe, kruchutkie, delikatne. Małe i gorące przeskakują z jednej ręki do drugiej. Zniknęły nim ostygła blacha.
By je przygotować wystarczą dwie godziny.
Jeśli macie troszkę drożdży w ten weekend – z pewnością się udadzą.

Przepis to nieznacznie zmieniona przeze mnie wersja Asi z Kwestii Smaków. Zwiększyłam ilość cukru, drożdże daję zawsze świeże, piekę w nieco niższej temperaturze i smaruję jakiem.




DROŻDŻOWE ROGALIKI Z WIŚNIAMI
Autor: Kwestia Smaku, z moimi zmianami

250 g mąki pszennej tortowej
1/2 kostki masła
1/4 szklanki ciepłego mleka
20 g świeżych drożdży
1 jajko
½ kubka drobnego cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

nadzienie do rogalików: ½ słoiczka konfitury z wiśniami (owocami)

Drożdże rozcieram w kubku z łyżką cukru, zalewam lekko ciepłym mlekiem i odstawiam aż się „ruszą”.
Masło rozcieram w mące (ja to robiłam przy pomocy robota). Oddzielnie ubijam jajko z cukrem, dodaję do mąki, następnie dodaję drożdżowy zaczyn i ekstrakt z wanilii. Wyrabiam ciasto ok. 10 minut. Odstawiam do wyrośnięcia na ok.1.5-2 godziny.
Piekarnik nagrzewam do 180n st.
Z ciasta formuję placki i kroję je na trójkąty. W środek trójkątów wkładam wiśnie i marmoladę (niepełną łyżeczkę). Zawijam od szerokiego końca.
Układam na blasze, smaruję rozkłóconym jajkiem i piekę ok. 20 minut na złoty kolor.
Smacznego!

Miłego weekendu :))
M.

wtorek, 16 marca 2010

A ciasto nie wyszło :)))



...a może wyszło, tylko mnie nie smakowało.
Smakowała mi niedziela. Czas przeciekł mi przez palce, Karolinka śmiała się głośno, J. pracował a ja nie wiem co robiłam...
Zdjęcia kwiatom. I ciasto zrobiłam. Marmurkowe, ale jakieś średnie było :)))




Tej niedzieli mieszkałam, odpoczywałam, byłam dla Córki. Tak bardzo, że w poniedziałek rano zorientowałam się, że czas minął...za szybko.

- Moniś nie mam koszuli, uprasujesz?
- Mama a gdzie mój plecak?
- Mama a coś dziś trzeba wziąć do szkoły...


Kompletne zaskoczenie.
To już?
Ich Dwoje patrzy na mnie, a ja jeszcze...zupełnie niedzielna...:)))
- Załóż bluzę. A Ty masz katar, zostajesz w domu... - szybko wracam na posterunek. Kompletnie nieprzygotowana.
A właściwie czemu nie...?



Dobrze się czasem nie spisać :)
I mieć z tego przyjemność.

###
Uśmiechu Kochani Wam życzę, nawet przy średnich ciastach :)
M.


niedziela, 14 marca 2010

Orkiszowe brioszki. W dobrym Towarzystwie :)




Malarz maluje obrazy.
I co z nimi robi?
Zazwyczaj je sprzedaje lub wystawia w galerii.
Po co?

Bo chce podzielić się tym co sprawia mu radość, przyjemność, pozwala doświadczyć pasji tworzenia lub tym co po prostu umie robić.

Pisząc blogi mniej lub bardziej kulinarne dzielimy się tym co sprawia nam radość...
Zatrzymujemy kilka miłych, twórczych chwil – na dłużej – głównie dla siebie, trochę dla bliskich.
Poznałam już kilka polskich Blogerek.
Wszystkie mają ogromny dystans do wirtualnego świata i...kuchni.

Lubimy to robić, ale to tylko malutki fragment naszego życia...pełnego prawdziwych emocji, obowiązków, doświadczeń i historii.

Jedni oglądają seriale, inni śledzą losy znajomych w internecie, jeszcze inni czytają więcej książek – my, kiedy w duszy nam zagra, gotujemy.
Lubimy rozmawiać o nowych książkach, wymieniać się przepisami i porównywać dziury w chlebie... Lubimy być dla siebie życzliwe. Bo właściwie czemu nie?



A piszę o tym dziś, bo kolejny raz zobaczyłam, jak w życiu wszystko można obśmiać.
Po fragmencie filmu Julia&Julia, wiedziałam że to film „ z tezą”. Gdzie bohaterowie pojawiają się na ekranie z etykietami, co by widz się nie pomylił.... Na fragmencie zakończyłam – więc recenzji pisać nie będę.

Moje myśli poszły jednak w zupełnie inną stronę.
Czasami, kiedy kilka razy z rzędu zderzę się ze ścianą, a na koniec obejrzę fragment dziwnego filmu...wyłączam telefon, opuszczam rolety w oknach... Wiele godzin rozmawiamy, dyskutujemy, otwieram oczy na inną perspektywę. Po raz kolejny On wybudza mnie z naiwnego snu...

A w kuchni...
...w kuchni bardzo intensywnie trenuję ciasta drożdżowe.
Z wielką przyjemności odkrywam nowe przepisy, modyfikuję je i bawię się nimi.

Piekę brioszki, bułki i rogaliki. Z różnych efektem ;)

Dzisiejszy przepis to Błyskawiczna Brioszka Asi z Kwestii Smaku.
Zmodyfikowałam ten przepis w ten sposób, że zamiast suchych – użyłam świeżych drożdży, zaś mąkę pszenną zamieniłam na białą, lekką orkiszową.


Główną zaletą tej maślanej bułeczki jest to, że pozostaje ona jednego dnia i jest rzeczywiście bardzo smaczna. Jeśli jednak możecie – stosujcie tradycyjny przepis, który zaleca pozostawienie zagniecionego ciasta – do wyrośnięcia na noc i to w lodówce.
Tak zrobione brioszki są o wiele bardziej plastyczne, puszyste i po prostu smaczniejsze.




BŁYSKAWICZNA BRIOSZKA ORKISZOWA
Autor: Kwestia Smaku, z moimi zmianami

370 g mąki białej orkiszowej
50 g drobnego cukru
18 g drożdży
1 łyżeczka soli
100 ml ciepłego mleka
3 jajka
170 g miękkiego masła

Drożdże zalewam małą ilością mleka, dodaję po łyżce cukru i mąki. Odstawiam, by drożdże się „ruszyły”.
W misce łączę mąkę, cukier, sól, stopniowo dodając mleko, jajka i zaczyn drożdżowy, Wyrabiam miękkie, elastyczne ciasto –ok. 10-12 minut. Odstawiam na 1.5 godziny do wyrośnięcia w ciepłe miejsce.
Ciasto lekko zagniatam, formuję z niego kulki i wkładam do naoliwionej foremki na brioszki. Odstawiam na 40 minut do wyrośnięcia. Smaruję rozkłóconym jajkiem.
Piekę ok. 30 minut.
Smacznego.
M :)

Wkrótce pokażę Wam brioszkę, która na pieczenie grzecznie czekała całą noc... Warto :)

środa, 10 marca 2010

Keks bananowy. Na dwoje świat podzielony...



...Co będziemy robić, kiedy Karola będzie już „na swoim”... We dwoje, Na Grabinie...

Piekę ciasto i myślę...
Myślę o moich Rodzicach, którzy w swoim towarzystwie nigdy się nie nudzą. Mają wspólne pasje, swoje sprawy, wypady na działkę, kolacyjki i weekendowe zakupy...
Pamiętam swoją myśl, kiedy kilka dni po swoim ślubie i po wyprowadzeniu się z domu, zaczęłam się martwić...jak oni sobie poradzą...sami...o czym myślą... Jakież było moje zdziwienie, kiedy dwa dni później mój dawny pokój zamienili w swoją nowiutką sypialnię, a ja zastałam ich w drzwiach uśmiechniętych, wyszykowanych do weekendu na działce...
Żyjąc bez medialnych guru od dzieci i rodziny, psychologicznych książek na temat wychowania, moi Rodzice od zawsze mieli i mają swój Świat.

Jaki jest nasz świat?
Jeszcze młody, jeszcze szybki ale też rządzi się swoimi prawami. Nawet kiedy ja piekę ciasto, On czyta i przez godzinę nie pada nawet jedno słowo...jest dobrze.

Bo „jest” jest nadal razem

Irlandzki keks, jeszcze cieplutki, jedliśmy we dwoje, wygrzewając twarze w promieniach słońca. To był dobry dzień, choć słów nie padło więcej niż garść...


Przepis, pochodzi od Liski i jak pisze autorka – to stary przepis.
Pyszny, znakomity i zaskakujący. Piekłam go już wiele razy i za każdym razem udawał się bezbłędnie. Polecam :)



IRLANDZKI KEKS BANANOWY

Autor: Liska, oryginalny przepis tu.

4 duże banany ( u mnie były 3 sztuki – przyp. M.)
200 g cukru
150 g miękkiego masła
2 jajka
1/2 szkanki orzechów
3 łyżki jogurtu
1/2 łyżeczki sody
2.5 łyżeczki proszku do pieczenia
180 g mąki pszennej
150 g otrębów pszennych (u mnie 100 g – przyp. M. )

Piekarnik nagrzewam do 180 st.
Banany rozgniatam widelcem. Suche składniki, oprócz cukru, mieszam w misce.
Masło ubijam z cukrem na gładką masę, dodając stopniowo jaja. Nie przerywając miksowania dodaję suche składniki i banany. Na samym końcu dodaję jogurt i orzechy.
Ciasto przelewam do keksówki, wysypanej otrębami i piekę ok. godziny.

Smacznego :)
M.

niedziela, 7 marca 2010

Kurczak w krakersach. Krrruchutko :)



Na Grabinie nie było jeszcze Smyka, który by nie jadł tego mięska.
Nie było też takiego, który go nie chciał zjeść.
Mięsko kruchutkie - i w środku (zasługa jogurtu) i na zewnątrz (dzięki krakersom).

Także dla dorosłych :)

Pyszne jedzenie, na szybki obiad w weekend lub w tygodniu ... lub dobrą kolację.
Do świeżych warzyw, a nawet nawet ugryzione na zimno.

Nowa praca stawia ostatnio mi duże wymagania, więc obiady Na Grabinie nie grzeszą regularnością :) Stan przejściowy, ale też pozwala zatęsknić za naszą domową, spokojną kuchnią.

Przepis na chrupiącego kurczaka jest zaczerpnięty z programów Nigelli Lawson. Którego, niestety już nie pamiętam.
Jego tajemnicą jest właśnie jogurt lub maślanka, w której moczymy mięso kurczaka (ok. godzinę) a także pokruszone krakersy, w których mięso obtaczamy.





KURCZAK W KRAKERSACH
4 piersi kurczaka
1 duży jogurt naturalny
opakowanie krakersów
sól, pieprz - do smaku
*czasami dodaję do krakersów garść sezamu

Kurczaka kroję na drobne kawałki i zalewam jogurtem na ok. godzinę (może być dłużej). Dodaję nieco soli i pieprzu.

Piekarnik nagrzewam do 180 st.

Kawałki mięsa obtaczam w pokruszonych krakersach.
Piekę - do zrumienienia - ok. 25 minut.

Smacznego!






Miłej, słonecznej niedzieli :)

czwartek, 4 marca 2010

Pierwszy raz na czasie :) Czyli rosół...




"Comford food" i "relaxing food"....czytam sobie w kulinarnym felietonie Pani Marty Gessler w Wysokich Obcasach.
Czyżbym pierwszy raz w życiu była na czasie?
Nie mierzę życia trendami, zapewne jak i Wy - także nie.
Jestem wręcz "modową" ignorantką. Kiedy "coś" (smak, kształt, kolor, styl) polubię potrafię się tego trzymać bardzo długie lata.
I choć niektórych razi po oczach, że mam długie paznokcie i przez dwa lata noszę tą samą torbę - to mam to Kochani...właśnie tam.

Ale kuchnia, którą kocham najbardziej na świecie - ciepła, prosta, domowa a także filozofia jedzenia - bliska ciszy, uspokojeniu i zaspokojeniu - jest teraz na czasie.

I zamiast przewracać oczami na hasło rosół, wracając ze szkoły, razem z Córką kupujemy dwie ćwiartki kurczaka, wybieramy najładniejsze warzywa, szukamy w słoiczku niepokruszonych liści laurowych...
Zupa, którą gotuję zawsze i od zawsze.
Dziś przygotuję ją inaczej... z gazetą w ręku :) podążając za wskazówkami Pani G.

Kiedy garnek cichutko pyrkocze na gazie, łapię bardzo jeszcze niestałe promienie słońca i przepuszczam je przez witraż, który Karola zrobiła w szkole.
Cisza, spokój, zapach domu.
To czas, który jest mi najdroższy... :)




ROSÓŁ DOMOWY
autor: Marta Gessler, WO

1.5 l wody
1/2 porcji kurczaka
1/2 szklanki wytrawnego wina
2 listki laurowe
3 ziarenka ziela
2 marchewki
1 korzeń pietruszki
2 łodygi selera
kawałek selera
pęczek natki pietruszki
1 ząbek czosnku, 1 cebula
4 małe pieczarki ( ja dodałam garść suszonych podgrzybków)
1 gałązka rozmarynu
sól,pieprz

Mięso kurczaka wkładamy do gotującej się wody. Gotujemy kwadrans.
Następnie dodajemy ziele angielskie, liść, marchew, selera, pietruszkę, grzyby i czosnek. Gotujemy ok. 30 minut. Jak pisze Pani Marta - w tym miejscu "odważni mogą dodać wino :)".
Po tym czasie, do rosołu dodajemy przyrumienioną na suchej patelni cebulkę, rozmaryn i cały pęczek natki. Gotujemy kilka minut i zdejmujemy z ognia.


###
A dalej wedle uznania: sól, pieprz do smaku, natka, mięso lub marchewka....w talerzu, miseczce lub kubku :) byle w Domu i z Uczuciem, prawda?


Smacznego.
M :)

poniedziałek, 1 marca 2010

DROŻDŻOWE – bieg przez płotki ;)




- Ale mi pęknie....
- Nie pęknie..
- Ale zawsze pęka...A powiesz mi wszystko krok po kroku????...
- Tak.

Tak zupełnie niewinnie rozpoczęło się moje pieczenie drożdżowego, które za sprawą Poli miało, pierwszy raz w życiu nie pęknąć!

Potem już było tylko ciekawiej...

- Aaaaa!!!! Jakub pocięłam się daj mi plaster, szybko bo muszę masełko trzecie dodać.
- Mama, co tak brzydko pachnie?
- Nic! Sok pomarańczowy na gazie....

- A! Zapomniałam o skórce i żurawinach. Odpisać czy wrzucić....

- Jak to jeszcze nie w foremce?! Ono już tam jest!

Pola: Monik przełóż spokojnie z powrotem do miski...

Zamiast pilnować ciasta, rozmowa radośnie uciekała nam w inną stronę. I choć pewnie mojemu drożdżowemu do ideału daleko, powiem szczerze: było to najweselsze ciasto jakie piekłam.
I jedno z najlepszych drożdżowych jakie jadłam!

Jak Pola obiecała, tak słowa dotrzymała – ciasto nie pękło :)

Pyszne, świeże, cytrusowe, słodziutkie i lekkie jak puch. Doby nie przetrwało.
Polu dziękuję za świetną zabawę :)I jak zawsze - dużo cieplutkiej pomocy :)




DROŻDŻOWE Z WANILIĄ
Autor: Zawszepolka

300g mąki pszennej chlebowej, przesianej
200g mąki pszennej chlebowej razowej, przesianej by pozbyć się otrębów
25g drożdży świeżych lub 2 łyżeczki drożdży suszonych
1 łyżeczka soli
100g cukru
250ml mleka (u mnie od krówki ;)
sok wyciśnięty z 1 dużej pomarańczy
100g masła
4 żółtka
skórka otarta z jednej pomarańczy
skórka otarta z jednej limonki lub cytryny
ziarenka wyskrobane z dwóch lasek wanilii
125g żurawiny suszonej

Zaczyn

Drożdże rozetrzeć w kubku z łyżką cukru, dodać 60 ml ciepłego mleka i 2 łyżki mąki. Wymieszać, przykryć ścierką i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości.

Ciasto

Resztę mleka podgrzać.
Masło roztopić w garnuszku i ostudzić.
Żółtka ubić z cukrem na puszystą masę.
Obie mąki wymieszać w misce. Dodać ziarenka wanilii, sól, wyrośnięty zaczyn, żółtka ubite z cukrem, resztę ciepłego mleka i sok z pomarańczy. Wyrobić gładkie, lekko lepkie i elastyczne ciasto (ok. 15-20 minut).
Stopione masło dodać w 4 partiach dodając kolejną dopiero, gdy poprzednia zostanie wchłonięta w ciasto. Wyrobić kolejne 15 minut.
Dodać skórkę otartą z pomarańczy i limonki lub cytryny oraz żurawinę. Chwilę wyrobić.
Miskę przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce - ciasto ma podwoić objętość.
Po tym czasie ciasto należy przebić ręką i przełożyć do podłużnej foremki wysmarowanej masłem lub oliwą (ciasto powinno wypełnić nie więcej niż połowę blaszki). Następnie przykryć i ponownie zostawić do wyrośnięcia (ponownie ma podwoić objętość).
Piec rozgrzać do temp 180C.
Ciasto posmarować z wierzchu rozmąconym jajkiem i piec do suchego patyczka (ok. 35-40 min).
Studzić chwilę w piekarniku, a później na kratce.

Smacznego!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...