Na Dobry Początek...
Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.
Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.
Do domu. Do mojej kuchni.
Pozdrawiam Was ciepło
Monika
wtorek, 7 stycznia 2014
Miska, która stawia na nogi ;) Zupa tajska.
Zupa, która kilka razy postawiła mnie na nogi.
Pierwszy raz nakarmił mnie nią znajomy, po długim i zimnym dniu. "Mięso w zupie? Ble... " - pomyślałam, ale kiedy kończyłam miseczkę poczułam jak wraca do mnie energia.
Ostatnie dni, walcząc ze wstrętnym choróbskiem, taką właśnie zupkę zajadałam raz, dwa razy dziennie. Przeziębienie szczęśliwie mnie opuściło, a wczoraj okazało się, że tajski wywar z mięsem i warzywami szybko znikał z miseczek gości.
To zupa "na gęsto", koniecznie mocno gorąca. Bardzo podobną znalazłam u G. Ramsay'a w "Kuchniach świata".
Przyprawy i dodatki, jak zawsze najlepiej dodawać - wedle gustu. W jednej z wersji - gotuję ją także z połową główki czosnku.
TAJSKA ZUPA ROZGRZEWAJĄCA
porcja na 3-litrowy garnek
2 litry wody
4 piersi kurczaka
marchewka, pietruszka pokrojone w słupki
4 cm. obrany korzeń imbiru
3 liście kaffir lime/ skórka z limonki
2 gałązki trawy cytrynowej
pół łyżeczki kurkumy
pół łyżeczki chilli
2 łyżki sosu rybnego
2 łyżki sosu sojowego
łyżka ciemnego cukru
400 ml mleka kokosowego
pieprz
Z mięsa oraz warzyw, pokrojonych w słupki, a także dodatków gotuję wywar - przez ok. godzinę. Przed końcem dodaję mleko kokosowe, dokładnie je rozprowadzam, zagotowuję.
Doprawiam do smaku sosem sojowym, pieprzem. Zupę podaję gorącą z makaronem ryżowym i dużą porcją szczypiorku.
Do misek nie wkładam imbiru, trawy i liści - jednak zostawiam je w garnuszku, do końca.
Smacznego!
***
Tymczasem Córka zajęła się produkcją własnych wyrobów cukierniczych ;)
- Mamo mogę coś słodkiego?
- Nie, za późno.
- Oj Mamoooooooooooo....
- Nie-e.
Godzinę później młoda dama coś przeżuwa...
- Ej, no... - czuję jak ciśnienie idzie w górę..
- Nie, nie. To nie słodycze Moja Droga (?!) Tylko sezamkowe ciągutki. Bez grama cukru i dodatków. Prażony sezam i miód. Zrobiłam ci nawet zdjęcie gdybyś chciała na bloga...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ależ masz wspaniałą Córkę!
OdpowiedzUsuńA zupa kusi, bo coś nas "bierze" i chyba czas profilaktycznie zadziałać.
Pozdrawiam!
Dziękuję :))) Serdeczności!
OdpowiedzUsuńUwielbiam:)
OdpowiedzUsuńTaką zupą i ja chętnie przegonię przeziębienie :)
OdpowiedzUsuńCórcia zdolna i przedsiębiorcza!
przydałaby mi się miska takiej zupki :) wspaniale wygląda!
OdpowiedzUsuńzupa wyglada przepysznie
OdpowiedzUsuńa corke masz genialna..." sezamkowe ciągutki." tez chce :)
ooo, czegoś takiego jeszcze nie jadłam, a wygląda naprawdę zjawiskowo:), zostałam namówiona:)
OdpowiedzUsuńKochana ja też poproszę! Oczywiście z sezamowym deserem na koniec :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie zupy! :)
OdpowiedzUsuń