Na Dobry Początek...

Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.


Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.

Do domu. Do mojej kuchni.

Pozdrawiam Was ciepło
Monika


środa, 18 stycznia 2012

Rustic Bread i teoria chaosu ;)



Nic poważnego, a jednak... cała masa drobiazgów toczy się ostatnio inaczej niż przewidywałam.
Spokojnie je obserwuję, przypominając sobie teorię chaosu...Jakie będą miały konsekwencje w przyszłości? Czy w ogóle?
Dwie słone godziny na lotnisku, wyrywający telefon nad ranem, pierwsza poważna rozmowa z Córką o tym, że „chłopcy są inni”.... może dadzą kiedyś efekt motyla ... małe zdarzenie na pewnym etapie może w przyszłości przynieść o wiele poważniejsze konsekwencje.
Lubię życie w jego nieprzewidywalności. A do słonego najlepiej smakuje...słodki :)




RUSTIC BREAD
przepis: J. Hamelman, uproszony przeze mnie ;)
wagę podaję w uncjach


zaczyn:
1 lb mąki pszennej chlebowej
9.6 oz wody
½ łyżeczki soli
1/8 łyżeczki suchych drożdży


ciasto wlaściwe:
9.6 oz mąki pszennej chlebowej ( u mnie 850)
razowej mąki żytniej ( u mnie 1200)
razowej mąki pszennej ( u mnie 1850)
12.5 oz wody
½ łyżki soli
½ łyżeczki suchych drożdży

Składniki zaczynu łączę – wyrabiając gładkie, jednolite ciasto. Zakrywam folią i odstawiam na 12 godzin w ciepłe miejsce.
Następnego dnia – w misie miksera umieszczam wszystkie składniki ciasta właściwego i zaczynam wyrabiać. Stopniowo dodaję zaczyn – po kawałku. Ciasto wyrabiam kolejne 5-7 minut. Jest luźne, ale nie rozmazuje się bo brzegach misy. Zakrywam folią i odstawiam na dwie i pół godziny.
Po godzinie – odgazowuję ciasto – wbiając i przekładając drewnianą łyżką. Odstawiam do dalszego leżakowania.

Po 2.5 h ciasto wykładam na porządnie obmączoną stolnicę. Dzielę na pół. Posypuję mąką i zostawiam na kilkanaście minut przykryte ściereczką.
Następnie z każdej części formuję owalny kształt, skłądając „rogi” ciasta do środka (kilkakrotnie).
Uformowane – przekładam do koszyków wzrostowych i odstawiam do wyrośnięcia na 1.5 godziny.
Piekarnik razem z małym żeliwnym garnkiem nagrzewam do 220 st.
Chleb przekładam do rozgrzanego garnka.
Pod przykryciem piekę w temp. 220 – przez 15 minut.
Kolejne 15 min. - w temp. 200 st, bez przykrycia.

Smacznego!
M.




Ps. Mili :) Moskwa dziś wieczorem...



sobota, 14 stycznia 2012

Leniwe ptysie :)



W sobotnie popołudnie siadam przed kominkiem z książką i talerzykiem ciastek.
Pachnie świeżym praniem, palonym drewnem :) Ptysie smakują dziś tak leniwie...


CIASTO PTYSIOWE
przepis Michel Roux, z moimi zmianami

125 ml mleka
125 ml wody

100 g masła
1/2 łyżeczki soli
łyżka cukru pudru
150 g mąki
4 jajka
żółtko wymieszane z łyżką mleka

Piekarnik nagrzewam do 180 st.
W rondelku podgrzewam mleko, masło, wodę, cukier, i sól. Po krótkim zagotowaniu, zdejmuję z ognia, dodaję mąką i mieszam drewnianą łyżką - do uzyskania gładkiej masy.
Rondelek stawiam z powrotem na ogniu i ok. minuty osuszam ciasto.
Oddzielnie ubijam jajka.
Do ciasta dodaję stopniowo jajka i mieszam - do uzyskania jednolitej konsystencji.

Bez względu na kształt jaki chcę uzyskać - ciasto ptysiowe nakładam na blachę z papierem - w kształcie małych kulek lub mini eklerek.
Piekę 20 minut - do zrumienienia. Po tym czasie studzę w piekarniku z uchylonymi drzwiczkami.
A czym już je przełożycie, zależy tylko od waszej fantazji - od bitej śmietany po łososia ;)
Smacznego!
M.





Spokojnie, weekendowo, słodko...
Was pozdrawiam :)
M.

piątek, 13 stycznia 2012

Fougasse...cacko z dziurką :)



Rano za oknem biegały lekkie jak puch płatki śniegu. Chwilę potem szarówka, by za moment pojawiło się ostre słońce... Prawdziwy kalejdoskop ;)
Bez względu na to jaka pogoda będzie, za chwilę do szkoły zawiozę jeszcze ciepłe chlebowe liście. Zjemy je w aucie popijając gorącą herbatą z termosu.

Nie wiem czemu, ale Fougasse zawsze wydawały mi się niezwykle skomplikowane.
Tymczasem są proste i wcale nie wymagają dużego nakładu pracy.
Przepis poniżej to uproszczona przeze mnie receptura J. Hamelmana z książki "Bread".
Tak jak w przypadku ciabatty - tak i tu zaczyn należy nastawić wieczorem, by rano upiec liście.
Z podanej ilości przygotowałam cztery spore chlebki. Z uwagi na proporcje skórki do środka - pewnie są najlepsze - w dniu wypieku.


Cieplutkiego dnia Wam życzę!
M.




FOUGASSE
na podstawie J. Hamelmana, "Bread"
wagę podaję w uncjach


PATE FERMENTEE
4.3 oz mąki pszennej
2.8 oz wody
1/2 łyżeczki soli
szczypta drożdży intant

CIASTO WŁAŚCIWE
13.0 oz mąki pszennej
9 oz wody
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki drożdży instant
2 łyżki oliwy z oliwek

Składniki zaczynu mieszam drewnianą łyżką do gładkości, zakrywam folią i odstawiam w ciepłe miejsce na noc.

Następnego dnia - wszystkie składniki ciasta właściwego wyrabiam w misie miksera; kiedy ciasto zaczyna być jednolite - po kawałeczku dodaję zaczyn i wyrabiam jeszcze ok. 8 minut. Ciasto jest klejące, ale nie powinno "rozmazywać" się po brzegach misy. Jeśli jest zbyt rzadkie można dodać 1-2 łyżki mąki.
Miskę zakrywam folią i odstawiam w ciepłe miejsce na dwie godziny.
Po godzinie ciasto mieszam drewnianą łyżką - by je odgazować i czekam kolejną godzinę, by ponownie podrosło.

Po tym czasie - ciasto wykładam na obmączoną stolnicę, dzielę na cztery części i z każdej staram się uformować kształt liścia. Nacinam je ostrym nożem i odstawiam do ponownego wyrośnięcia na ok. 40 minut.

Piekę w piekarniku nagrzanym do 210 st. - przez 15 minut.
Smacznego!

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Panna do wzięcia ;)



Przyznam Wam szczerze, że rzadko zdarza mi się jeść słodkości elegancko, w wyjątkowej oprawie. Lubię jeść z kimś z jednego talerza, uwielbiam wyjadać okruszki, skubać, podbierać, podjadać, lubię się dzielić i bawić przy jedzeniu...
I choć do tego deseru jednak każdy musi mieć własną łyżeczkę (?) ;) włoska śmietanka zachwyca mnie za każdym razem..
.



Zatem panna cotta - "upieczona śmietana", lekka, aksamitna. Nie istnieje bez maleńkich ziarenek wanilii, kremowej śmietanki i dodatków.
U mnie dziś klasyczna z żurawiną i w wersji kawowej - mocniejsza, bardziej intensywna - mój wybór ;)
Pierwszy przepis pochodzi od Włocha, autora jednego z kulinarnych przewodników dla BBC Books - Aldo Zilli.
Według tego przepisu przygotujecie bardzo lekki deser, za sprawą małej ilości żelatyny rozpuszczonej we włoskim winie (!)




PANNA COTTA klasyczna
przepis: Aldo Zilli

4 łyżki cukru
300 ml śmietanki 36 proc.
300 ml pełnego mleka
1 laska wanilii
175 g serka mascarpone
2 łyżki marsali (wino)
2 łyżeczki żelatyny

W garnku podgrzewam cukier, śmietanę, mleko oraz rozciętą wzdłuż laskę wanilii. Gotuję ok. 5-8 minut, mieszając co chwilę.
Zdejmuję garnek z ognia, wyjmuję wanilię, dodaję mascarpone - mieszam do całkowitego rozprowadzenia. Odstawiam na bok.
W małym rondelku zagotowuję wodę. Do miseczki wlewam wino, wsypuję żelatynę i odstawiam na pięć minut. Następnie miseczkę stawiam nad wrzątkiem i energicznie mieszam - do uzyskania płynnej konsystencji. Wino z żelatyną wlewam do kremu. Mieszam i studzę dłuższą chwilę.
Przelewam do 4-5 małych naczynek. Zimne wstawiam do lodówki i studzę całą noc.

Smacznego!

KAWOWA PANNA COTTA
przepis: Kwestia Smaku - w tym miejscu


kawowa panna cotta
1 łyżeczka żelatyny w proszku
125 ml śmietanki kremowej 36 proc.
125 ml pełnego mleka
3 - 4 łyżki cukru
3 łyżeczki kawy rozpuszczalnej(użyłam Nescafé Espresso)
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1,5 łyżki likieru Amaretto


galaretka kawowa
1/2 łyżeczki żelatyny w proszku
60 ml gorącej wody
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej (użyłam Nescafé Espresso)
2 łyżeczki cukru
2 łyżeczki likieru Amaretto

Najpierw przygotowuję galaretkę.
Żelatynę zalewam w filiżance łyżką zimnej wody i odstawiam na kilka minut.
W rondelku zagotowuję razem: gorącą wodę, kawę, cukier i amaretto - cały czas mieszając. Zestawiam z ognia i po kilku chwilach dodaję namoczoną żelatynę - mieszam, aż żelatyna się rozpuści (małą trzepaczką).
Studzę i przelewam do 3-4 małych filiżanek - na dno.
Odstawiam na ok. godzinę do schłodzenia - jeśli wystawimy w tej chwili za okno - wystarczy 15 minut.

Przygotowanie panna cotty. Ponownie zalewam żelatynę łyżką zimnej wody i odstawiam na kilka minut. W rondelku podgrzewam - śmietankę, mleko, cukier, kawę, ekstrakt z wanilii, amaretto. Kiedy się zagotuje - zestawiam z ognia. Po kilku minutach dodaję żelatynę - tak samo jak poprzednio - należy ją poprzednio rozmieszać.
Studzę, co jakiś czas mieszając.
Przestudzone wylewam do filiżanek - chłodzę przez noc w lodówce :)

Aby było łatwiej "wydostać" pannę z filiżanek, naczynka na chwilę zanurzam w gorącej wodzie i wykładam na talerzyki :)



No to do pracy...
pozdrowienia!
M. :)

************


Ps. Ach, jest jeszcze to cudeńko...
To mój świąteczny prezent - 1.5-roczna nalewka kawowa,
najwyższej próby. Musiałam być bardzo grzeczna :)
Ale o przepis proszę na łamach już samą autorkę Martę B. :*
...Martuś w tym roku też będę grzeczna! ;)

niedziela, 8 stycznia 2012

Pewna panna...


...oj słodka, do tego aksamitna, choć na początku ciut zimna - jak na pannę przystało...;)

Dziś uśmiechniętej niedzieli Wam życzę;
jutro zaś na pannę zapraszam!

Monika

czwartek, 5 stycznia 2012

Burak oswojony ;) Surówki i carpaccio...



Kto ma dość pierogów, kapuchy i mięsa - zapraszam!
Zatęskniłam za chrupiącymi warzywami, za świeżymi, ostro-słodkimi surówkami i bardzo zatęskniłam za...burakiem :)
Burak to warzywo, które nie ma specjalnego wzięcia. Duszony na maśle, "zćwikłowany", zasmażany - niestety wielu kojarzy się z ciężkim obiadem lub stołówką.

Ja dziś zdecydowanie wybieram wersję lekką i domową :)
Na ile poniżej podane surówki i capaccio - powinny być słodkie, na ile ostre - musicie wyczuć sami - wedle własnego smaku. Jedno jest pewne, że tak jak wiśnia - czekoladę tak burak - kocha ocet balsamiczny i zioła :)

...i choć aura...średnia? :) ja Wam życzę cieplutkiego, uśmiechniętego dnia!
Monika :)






SURÓWKA Z BURAKA I FETY
na podst. Jamie Oliver, z moimi zmianami

2-3 niewielkie buraki
1 jabłko
świeża bazylia
ok. 60 g twardego sera typu feta
sól, pieprz, sok z cytryny, cukier - do smaku

na sos: 3 łyżki oliwy, łyżka octu balsamicznego

Buraki tniemy z słupki lub ścieramy na tartce, która tnie w cienkie paseczki. Delikatnie skrapiamy je octem balsamicznym i posypujemy cukrem - ok. 3/4 łyżeczki, mieszamy widelcem;
Jabłko tniemy tak samo, skrapiamy cytryną; zioła siekamy, ser kruszymy w ręku.
Wszystko razem delikatnie łączymy na talerzu, tuż przed podaniem.
Składniki sosu - mieszamy w miseczce - i polewamy warzywa...



SURÓWKA BURAK + KIEŁKI FASOLI

2-3 niewielkie buraki
spora garść kiełków fasoli
1 jabłko
2 łyżki orzechów nerkowca
sól, pieprz, sok z cytryny i cukier - do smaku
na sos: łyżka octu balsamicznego, łyżka miodu, 2 łyżki oliwy

Buraki ścieramy na drobnej tartce, skrapimy octem balsamicznym i posypujemy małą ilością cukru; po chwili mieszamy widelcem (delikatnie); kiełki płuczemy, skrapiamy cytryną. Jabłko tniemy w małe paseczki; orzechy siekamy i prażymy na patelni.
Wszystkie składniki łączymy na talerzu, polewając sosem z octu, miodu i oliwy :)




CARPACCIO Z BURAKÓW z ricottą
za Liską

2-3 buraki
świeże zioła
ok. 80 g sera ricotta
2-3 łyżki orzechów nerkowca
do zalewy:
3 łyżki oliwy, 2 łyżki octu balsamicznego, pół łyżeczki cukru, sól, pieprz

Piekarnik nagrzewam do 180 st.
Buraki szorujemy, oczyszczamy - i układamy w naczyniu żaroodpornym.
Polewamy je zalewą przygotowaną z oliwy i octu.
Pieczemy min. godzinę.

Rocottę lekko mieszamy z ziołami, solą, pieprzem.
Buraki po przestudzeniu obieramy, kroimy w cieniutkie plastry i układamy na talerzu.
Skrapiamy resztą zalewy lub po prostu octem balsamicznym.
Podajemy z ricottą i orzechami :)

Smacznego!

niedziela, 1 stycznia 2012

Jest Ciabatta. Jest nadzieja ;)



"Nadzieja jest wtedy, gdy jest ciasto..." Bardzo lubię to powiedzenie. Szczególnie na Nowy Rok :)

Na Grabinie - prawie ciasto - bo bułki. Ciabatty.
Liska kiedyś pisała o nich "Kopciuszki", dla mnie - Księżniczki ;) i tak też podbiły serca domowników i gości, z którymi bawiłam się w tego Sylwestra.

Kolejne bułki, które nie wymagają zaczynów, zakwasów i specjalnej wiedzy. Nie wymagają nawet formowania. Od kilku dni piekę je codziennie - jako małe i duże, podłużne i "przytulone" i cały czas schodzą z blachy jeszcze ciepłe.


CIABATTA
przepis za Pracownią Wypieków - w tym miejscu

biga:
1/3 szklanki wody
1/2 łyżeczki drożdży instant
2/3 szklanki mąki

Wszystkie składniki mieszam drewnianą łyżką. Miskę zakrywam folią i odstawiam na noc w ciepłe miejsce.

rano dodaję:
1 i 3/4 szklanki wody
2 łyżeczki drożdży instant
3 i 1/4 szklanki mąki pszennej
1.5 łyżeczki soli

Wszystkie składniki wyrabiam na dość gładkie, ale kleiste ciasto. Jak radzi Autorka, nie należy dosypywać mąki. Rzeczywiście ciasto szybko podwaja swoją objętość i zmienia konsystencję. Ponownie zakrywam folią i odstawiam do wyrośnięcia - tym razem na 3 godziny.
Po tym czasie, ciasto wykładam na obsypaną mąką stolnicę, nie zagniatając formuję z niego prostokąt i tnę noże na bułki - kwadraty, prostokąty.
Przekładam na blachę z papierem i odstawiam je do wyrośnięcia na ok. 40 minut.

W tym czasie nagrzewam piekarnik do 200 st.
Przed wstawieniem blachy, na dno wrzucam kostki lodu.
Piekę ok. 20 minut.

Smacznego!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...