Na Dobry Początek...

Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.


Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.

Do domu. Do mojej kuchni.

Pozdrawiam Was ciepło
Monika


czwartek, 10 lipca 2014

Słoiczek do słoiczka ;) Konfitury 2014




Przygotowywanie przetwrów było w naszych domach dość silną tradycją.
Tak ja jak i J. braliśmy w tym czynny udział już jako dzieci i to wykonując całkiem konkretne zadania.
Ostatnio rozmawialiśmy o tym. J. pamięta jak godzinami drylował wiśnie wsuwką do włosów, ja z babcią pestkowałam śliwki całe popołudnie...czarne ręce od zrywania porzeczek i słodki, specyficzny ...cudowny zapach malin pod cukrem.

Pewnie dlatego do robienia konfitur stajemy razem.
Poza tym, że tak jest sprawniej, szybciej i bezpieczniej to jest to jedna z tych rzeczy, która bardzo wiąże z domem. Dla mnie, która nie pracuje - jest to dzielenie się swoją codziennością, dla niego - oderwanie od zupełnie innego świata korpo.

Kolejny rok z rzędu przygotowując słoiki na zimę - już wiem, jakich błędów unikać - bo popełniłam ich całkiem sporo :)))
Dlatego dla tych, którym się chce ale troszkę się boją podsyłam...kilka kroków - jeden po drugim.

Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, by te słoiczki i ta praca - dawała Wam jak najwięcej przyjemności.





PRZETWOROWY NIEZBĘDNIK:

# dodatkowa para rąk - i to męskich, wyposażonych w skórzane zimowe rękawice (serio - tak zamykamy słoiki - razem - jest najszybciej i najmniej poparzeń)

# słoiki (zanim je wyparzę w piekarniku dwa razy sprawdzam czy dobrze się zakręcają; kiedy słoik i konfitura są gorące nie ma czasu by szukać odpowiednich nakrętek; słoików nie kupuję - zbieram je lub proszę bliskich o zbieranie)

# kubek z dziubkiem - najlepsze czym można nalewac konfitury do słoików

# ręczniki papierowe

# duży, gruby i ciemny ręcznik kąpielowy - zakręcone, gorące słoiki - odwracamy do góry dnem i lądują pod ręcznikiem - w ten sposób - tak naprawdę się od razu wekują a temperatura ciepła utrzymuje się przez ok. 10 godzin

# łyżki - wazowe, zwykłe

# ścierki, łapki

SŁOIKOWE BHP ;)

*gorąca konfitura ma bardzo wysoką temperaturę, a przez to, że jest gęsta - parzy jeszcze bardziej;
jakość słoików, nakrętek i ostrożność - nie są wcale mrzonką - zdarza się (mnie się zdarzyło dwukrotnie), że gorący słoik wybuchł mi dosłownie w rękach i dość mocno poparzyłam się - dobrze, by w apteczce była pianka na oparzenia

**zamykając konfitury zawsze mam na sobie fartuch i zakryte nogi - z uwagi na ryzyko poparzeń i własne doświadczenia;

***ja pasteryzuję słoiki wyłącznie już w granku z wodą. W latach ubiegłych na jakieś 200 słoików podczas pasteryzacji w piekarniku - wybuchł mi jeden - czy to z powodu złego dokręcenia czy z powodu wady nakrętki....i ten jeden wystarczył by uszkodzić piekarnik.




SPOSÓB PRZYGOTOWANIA KONFITUR:

Owoce oczyszczam i zasypuję cukrem.
Zazwyczaj przyjmuję, że na 1 kg owoców zużywam do 200 g cukru.

Zasypane owoce odstawiam w ciepłe miejsce na min. 10 godzin. Garnek jest przykryty pieluszką tetrową, tak by nie dostały się do środka żadne owady.

Pierwsze gotowanie trwa ok. godziny. Wówczas owoce puszczają duże ilości soku (szczególnie truskawki, maliny i brzoskwinie).
Sok ten można odlać, przecedziś przez sitko i wlać do słoików.
Używam wyłącznie zwykłego białego cukru.
Ponieważ moja rodzina nie przepada za dodatkami w konfiturach owocowych, sięgam jedynie po wanilię (do truskawek), cytrynę (zawiera dużo pektyn, dodaję ją do większości przetworów - w ilości: pół cytryny ze skórką na 3-4 kg owoców) oraz goździki do brzoskwiń w zalewie.

Owoce gotuję zazwyczaj dwa do trzech dni, powtarzając gotowanie rano i wieczorem. Ani ja, ani moja Mama ani Babcia nigdy nie zbierałyśmy piany tworzącej się w pierwszym gotowaniu.

Konfitury zamykam do gorących, czystych słoików, wyparzonych w piekarniku ( z nakrętkami) w temp. 150 st.








BRZOSKWINIE W ZALEWIE

Brzoswinie w zalewie są niezwykle proste w przygotowaniu.
Owoce zamykam w słoikach ok. 500-700 ml.
Przyjmując tu proporcje:

Na każdy słoik: dwie płaskie łyżki cukru i łyżeczka octu (jabłkowego lub winnego)

Ostatnio z 4 kg owoców przygotowałam sześć słoików brzoswiń w zalewie + dwa słoiki konfitury brzoskwiniowej.

Brzoskwinię myję i parzę wrzątkiem, by obrać je ze skórki.
Dzielę na połówki.

W dużym garnku gotuję odpowiednią do ilości owoców - ilość wody - na 4 kg owoców jest ok. 5 litrów wody - z cukrem. Do gotowania dodaję dwa plasterki cytryny i 3-4 goździki (całe).
Kiedy gorący syrop zacznie się gotować wkładam do niego - na kilka sekund - kolejne partie owoców.
Wyjmuję owoce z wrzątku, przekładam delikatnie do słoika, zalewam syropem, zakręcam, stawiam do góry dnem...a kiedy mam już całą partię - pasteryzuję.



Przyjemnej pracy Wam życzę :)



14 komentarzy:

  1. wow! ależ pomocny post! no i pysznie bardzo u Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym mieć czas na zrobienie tych wszystkich pyszności...ech. Ale chociaż popatrzę u Ciebie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjdzie dzień, że znajdziesz :) ja też latami miałam inne sprawy na głowie i też był to dobry czas :) Uściski, dziękuję!

      Usuń
  3. Jaki smaczny post! I piękne zdjęcia... Jutro właśnie będę robić czarne porzeczki, i dżemy i nalewkę trzeba nastawić... Też bardzo lubię robić przetwory:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miko (moja Mama mówi do mnie Mikuniu :)))) ) dziękuję. A ja z nalewkami słabo stoję. Chyba tylko wiśniówkę robię od kilku lat i jakoś nie umiem zabrać się za inne. Porzeczki czarne kocham ogromnie...taka nalewka to musi być marzenie!
      ściskam
      M.

      Usuń
  4. Cudne! Ja się zbieram w sobie, żeby w końcu zrobić jakieś słodkie słoiczki. Na razie zmobilizowałam mamę, ale może jutro uda nam się wspólnie zrobić dżem mirabelkowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cassia!!! Mirabelki...u moich dziadków, słodkie i kwaśne przy pestce! Uwielbiam. Dżem mirabelkowy pycha, Ale po mirabelki muszę ruszyć w pobliskie...krzaczory, widziałam dziś. Owoców mnóstwo!

      z pozdrowieniami
      M.

      Usuń
    2. no i dżem zrobiła mama, jak byłam w pracy. a wolałabym zarabiać robiąc przetwory i piekąc. albo coś w ten deseń.

      Usuń
    3. Czasem praca przeszkadza, ale wierz mi bez niej też czasem źle.
      A słoiczki i tak masz ;)
      Ściskam
      M.

      Usuń
  5. Bardzo fajnie opisane. Post jak najbardziej na czasie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć. Zawsze pomagałam mamie przy przetworach, ale nie przepadałam za tym. Od dwóch lat polubiłam to zajęcie. A przygotowywanie dżemów jest ulubionym preparowaniem owoców jak dla mnie. Oczywiście w rozsądnych ilościach na raz. Przyznam, że to mnie odstresowuje. A dżemy wcinać kocham :) I na kanapkę z chlebem samym, i z serem i do tosta francuskiego i do kaszy. I fakt mąż się przydaje przy zakręcaniu słoików, bo wbrew pozorom to niebezpieczne zajęcie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, wiek i własny dom - zmieniają perspektywę - wiem to także po sobie.
    Dla mnie najbardziej zaskakujące jest to, że z mojej "nastolatkowej niechęci" do działki rodziców przeszłam drogę do własnego "ukochanego ogrodu"...:)
    serdeczności
    M.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...