Na Dobry Początek...

Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.


Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.

Do domu. Do mojej kuchni.

Pozdrawiam Was ciepło
Monika


niedziela, 14 grudnia 2014

Pierniczki 2014. Co roku tak samo nasze :)


Ile znaczeń może nieść w sobie trochę korzennego ciasta, pudło foremek i cukrowych kulek? Bardzo wiele. Ja nimi odmierzam czas.
Wraz z pojawieniem się Karoliny na świecie pewne chwile nabrały innego wymiaru, zaczęłam je ubierać po swojemu, powtarzając co roku aż staną się w końcu tradycją.
Pierwsze pierniczki moja Córka piekła kiedy miała 8 miesięcy. Upilnowanie jej, raczkującej z prędkością światła pomiędzy gorącymi blachami, było dużym wyzwaniem.
Kilka lat później, kiedy budowaliśmy Grabinę, zamieszkaliśmy w kawalerce, a właściwie...pokoju z łazienką. I to było wyzwanie! Kiedy nadeszły święta musiałam zmierzyć się z piekarnikiem gazowym.
Ale jak widzicie na zdjęciu z 2006 lub 2007 roku ...i to nam się udało :)

Moja Mama z przerażeniem patrzyła jak uczę 7-latkę obsługi gorących blach. Bo zamiast co chwilę pilnować, wyręczać, zatrzymywać czy strofować wystarczyło przeprowadzić szybki kurs piekarnikowego BHP i...się modlić ;) To też się udało.

W tym roku także, jak tylko kartki świąteczne poszły w świat, piątkowe popołudnie zaplanowałyśmy tylko dla siebie w towarzystwie michy ciasta dojrzewającego i sterty foremek.
Ci, którzy mają dzieci, wiedzą że dekorowanie pierniczków przez dzieci to najprawdziwszy proces twórczy. I nie ma odpowiedzi na pytanie skąd pomysły, kolory, linie... :)

Oto pierniczki mojej Córki anno Domini 2014




Przepisy na pierniczki pochodzą - stąd

PIERNICZKI (szybkie)
ponad 100 sztuk

1/2 kg mąki pszennej, przesianej
400 g miodu
szklanka cukru
1/4 kostki margaryny
2 duże jajka
1 łyżeczka sody
przyprawa do pierników (ja w tym roku sama wymieszałam: 1 łyżkę kakao oraz po niecałej małej łyżeczce cynamonu, imbiru, pieprzu, kardamonu, tłuczonych goździków)

Piekarnik nagrzewam do 180 st. Blachy wykładam papierem do pieczenia. Do rondelka wlewam miód, dodaję cukier, przyprawy i podgrzewam do rozpuszczenia składników. Dodaję margarynę i dokładnie mieszam,odstawiam do wystygnięcia. Następnie przestudzoną masę powoli dodaję do mąki, cały czas mieszając (ja wyrabiałam
ciasto mikserem), dodając jajka i sodę. Ciasto schładzam ok. 2-3 godziny.
Rozkładam na stolnicę wysypaną mąką, placki rozwałkowuję i wycinamy pierniczki.
Ciasteczka układam na papier i piekę poniżej 10 minut.
:)

PIERNIKI Z CIASTA DOJRZEWAJĄCEGO
przepis za Beą, dalej za: Aganiok

500 g miodu
2 niepełne szklanki cukru
250 g masła
1 kg i 1 szklanka mąki tortowej
3-4 jajka
3 płaskie łyżeczki sody
1/2 szklanki mleka
szczypta soli
1 szklanka siekanych orzechów włoskich
1/2 szklanki skórki pomarańczowej
1/2 szklanki rodzynek
1 czubata łyżka ciemnego kakao
2 płaskie łyżeczki cynamonu
2 płaskie łyżeczki imbiru
1/2 łyżeczki pieprzu
1/2 łyżeczki mielonych goździków
1/2 łyżeczki kardamonu

Miód, cukier i tłuszcz podgrzewam w garnku, aż się dokładnie połączą. Po chwili dodaję bakalie. Do misy robota - przesiewam mąkę, wbijam jajka, sól i sodę rozpuszczoną w mleku.
Po wymieszaniu, stopniowo dodaję masę z miodem - i łączę w ciasto. Będzie dość klejące, ale stężeje po wystygnięciu.

Ciasto przekładam do ceramicznego naczynia, nakrywam ścierką,a kiedy jest już zupełnie wystudzone - przykryte ścierką odstawiam do lodówki. Ciasto dojrzewa ok. trzy tygodnie.
Przed wyrabianiem, wyjmuję z lodówki kilka godzin wcześniej, dzielę na kawałki i zagniatam. Lekko podsypuję mąką, wałkuję i wycinam pierniki :)
Piekę ok. 10 min. w temp. 180 st.
Smacznego!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Karmelowa niedziela...:)



Bez znaczenia czy pracuję, czy nie, czy mam mniej czy więcej rzeczy na głowie - święta zawsze mnie łapią za późno. Za późno robiłyśmy kartki, troszkę za późno nastawiałam ciasto na pierniczki i piernik, za późno i na ostatnią chwilę... I pewnie tak by było w tym roku, gdyby nie pewne bomb(k)owe zlecenie, które otrzymałam. Świąteczne kolory i dodatki zawitały dużo wczesniej, a skoro w ruch poszły pudła z papierami, bibułami, korą cynamonu...to i rozpoczęcie produkcji świątecznych kartek i dekoracji nastąpiło tym razem z należytym wyprzedzeniem :)




Praca w ten weekend była wyjątkowo przyjemna. Ogień w kominku, kawa z cynamonem i torcik karmelowy...na osłodę.

Ostatnio przypomniałam sobie, że zanim w księgarniach pojawiły się oddzielnie regały "kulinaria", bardzo często blogerki i blogerzy zaglądali do siebie, dyskutowali, razem piekli, testowali swoje przepisy. W moich kajetach jest mnóstwo przepisów z różnych blogów. Dziś, po długiej przerwie dodaję następny :)

***
To pyszne ciasto, dla mnie prawdziwy tort - to przepis z blogu wkuchennymoknie (tu). Atorka podaje, że jest to jej eksperyment. Wielkie gratulacje! Bo bardzo udany.

TORCIK KARMELOWY
wkuchennymoknie.blox.pl / z moimi zmianami

1 kg jabłek
galaretka cytrynowa

100 sztuk herbatników

0.5 kg sera na sernik (nie słodzonego)
500 ml śmietany kremówki

400 g gotowej masy krówkowej

gorzka czekolada do dekoracji
3 łyżeczki żelatyny


Jabłka prażymy w małej ilości wody – tak by powstał dość gładki mus. Do gorących jabłek wsypuję galaterkę cytynową, mieszam. Z Masy odejmuję ok 5 łyżek (do dekoracji) i odstawiam do przestudzenia.

Schłodzoną śmietankę ubijam na sztywno. Odejmuję ok. 1/3 porcji (do dekoracji) i odstawiam na bok.
Ser miksuję z połową masy krówkowej, na końcu dodając śmietankę – delikatnie mieszam by masa za bardzo nie odpadła.
Dwie łyżeczki żelatyny zalewam, najpierw odrobiną zimnej wody, potem rozrabiam wrząkiem i delikatnie dolewam do masy serowo-krówkowej.

Do śmietanki odstawionej do dekoracji dodaję łyżkę cukru pudru i jedną łyżeczkę rozpuszczonej żelatyny.

Układam torcik kolejno:

W dużej blasze rozkładam na spodzie papier do pieczenia. Układam pierwszą warstwę herbatników, na nie – warstwę masy krówkowej.
Druga warstwa herbatników.
Teraz warstwa z połowy musu jabłkowego, na nie – połowa masy serowo-krówkowej.
Trzecia warstwa herbatników.
Znów warstwa jabłka i druga połowa masy serowo-krówkowej.
Czwarty i ostatni raz herbatniki.
Cienka warstwa jabłka, śmietanka z żelatyną i tarta czekolada ;)

Do lodówki na min. 3 h i gotowe.
Smacznego!

wtorek, 18 listopada 2014

Kiedy słońca szukać trzeba...Piekę dynię :)



Jeszcze kilka dni temu myślałam, że jesień w tym roku obejdzie się ze mną łagodnie. Były spacery po polach blisko domu, bieganie po lesie. Pachniało dynią z imbirem i pieczonymi ziemniakami.
Ale jednak. Wraz z brakiem słońca, siada ;) i reszta.
Dlatego codziennie, chcę, nie chcę - słońca, światła i ciepła szukam na siłę.
W światełkach w słoiku, w cytrynie w grzanym piwie, ostrych kremowych zupach i w dyni. Póki ją jeszcze mam :)










PIECZONA DYNIA Z CHILLI i grzankami z chleba na zakwasie


30 dag dyni
1.5 łyżeczki pasty z chilli
2 łyżli oliwy z pieprzem i rozmarynem
sól, tymianek

rukola
pół filiżanki pestek dyni
sos balsamico

3 kromki chleba żytniego na zakwasie







Piekarnik rozgrzewam do 180 st.
Oliwę łączę z pastą chilli, dodaję sól, dwie łyżki wody i tymianek.
Sosem smaruję kawałeczki dyni.
Układam na ruszcie i wstawiam do piekarnika na 20 minut.

Na suchej patelni prażę pestki słonecznika, potem pokrojony w paski chleb.

Dynię rozkłądam na rukolu, posypuję pestkami, skrapiam sosem i gotowe ;)
Smacznego!

wtorek, 11 listopada 2014

Wege leczo i do lasu ;)



Po kilku dniach nauki, kiedy bolą mnie uszy od okularów i mam tyłek płaski od siedzenia - wychodzę i biegam. Rower z powodu kręgosłupa chwilowo musiał iść w odstawkę ale bieganie po lesie - daje tak samo zastrzyk energii;)
A kiedy już tak się porządnie zmacham...wsuwam na kanapie miseczkę wegetariańskiego leczo - i czuję, że lubię to wszytsko. I naukę i zmęczenie. I jesień nawet...





WEGE LECZO

2 selery naciowe
2 czerwone papryki
5 pomidorów
0.5 kg pieczarek
2 małe jabłka
2 cebule
3 łyżki oliwy z suszonych pomidorów
1 marchewka
koncentrat pomidorowy - 3-4 łyżki

sól, pieprz, 1 łyżeczka cukru, pół łyżeczki octu winnego, ziele angielskie i liść laurowy

Warzywa oczyszczam i kroję w kawałki - marchew w słupki, cebulę w drobną kostkę, pomidory obieram ze skóry, jabłka bez gniazd nasiennych ale ze skórką.
Pierwszy gotuje się seler naciowy z liściem laurowym i zielem angielskim, po kilkunastu minutach dodaję resztę warzyw. Na małej patelni rozgrzewam oliwę z pomidorów i podsmażam na niej cebulę. Dodaję do rondelka z warzywami. Wszystko duszę ok.30-40 minut na małym ogniu, bez przykrycia. Na koniec doprawiam do smaku.
Dobre samo, dobre do mięsa, dobre do ciemnego chleba...:)
Smacznego!



"Mami jak robiłam zielnik do szkoły znalazłam listek w kształcie serduszka. Zasuszyłam w książce i mam dla Ciebie..."

poniedziałek, 3 listopada 2014

Bagietka na jesień. Nawet pośpiech ma swój urok...




Nowa rzeczywistość (wtórnej studentki) pełna nowych obowiązków odciąga mnie od blogowania. Ale jestem i działam. Teraz tak samo sporo w kuchni, jak przy książkach a ostatnio przy maszynie.
Szycie obok śpiewu to dwie czynności, których nie umiem i nie powinnam robić.
A mimo to ciągnie. I nęci...I tak mnie "wynęciło", że zabrałam Mamie maszynę do szycia, wykrój torby wymyśliłam, nakreśliłam i uszyłam...
To nowy pomysł na oderwanie się od myśli, książek pedagogicznych i wszystkich innych obowiązków :)

Grabina - stoi sobie w burym, jesiennym polu i obserwuje nasz pośpiech, roztargnienie chwile nerwów i chwile "odpadu", kiedy ktoś zasypia w trakcie rozmowy lub odpowiada na niezadane pytania... ;)
Ale i taki czas ma swój urok.
Czas, kiedy na śniadania jemy obiad, na obiad śniadania, a na kolację mamy siłę już tylko wrzucić ziemniaki do kominka. Licząc, że tym razem nie zaśniemy i wyjmiemy na czas ;)



Przepis na bagietki pochodzi od J.Hamelmana z książki "Bread". Z moimi zmianami.
Jesienne uściski dla Was Mili ;)





BAGIETKI

waga w uncjach

Wieczorem przygotowuję zaczyn:
10.6 oz mąki pszennej
10.6 oz wody
1/8 łyżeczki drożdży instant

Składniki mieszam, zakrywam folią i odstawiam na noc w ciepłe miejsce.

Rano, tj. min. po 10 godzinach dodaję pozostałe składniki:

1 lb, 5.4 oz mąki pszennej
10.6 oz wody
1 łyżkę stołową wody
1 i 1/4 łyżeczki drożdzy instant
cały zaczyn z wieczora


Pierwsze 3 minuty ciasto wyrabiam wolno ( ja używam miksera z hakiem do zagniatania ciasta), kolejne 3 minuty szybciej. Gładkie i jednolite ciasto, delikatnie smaruję olejem, przekładam do miski, zakrywam folią i odstawiam w ciepłe miejsce na dwie godziny.
Po godzinie ciasto wyjmuję, składam na pół i ponownie zostawiam do wyrośnięcia.
Po tym czasie ciasto delikatnie rozpłaszczam na obmączonej desce. Dzielę na równe 4 lub 6 części.
Przykrywam ściereczką i zostawiam na pół godziny w spokoju ;)

Każdy kawałek ciasta składam jak list na 3 częśi i formuję z niego wałek, wszystkie sklejenia chowając do środka. Uformowane wałki układam na blasze.
Ja nie mam specjalnej blachy do bagietek - więc radzę sobie w ten sposób, że na blachę układam dwa duże drewniane wałki (owinięte folią aluminiową)lub butelki lub wałki folii aluminiowej ;). Układam na to papier do pieczenia - i mam "przegródki" dla bagietek.

Bułki rosną jeszcze ok. 1.5 godziny.
Piekę je w piekarniku nagrzanym do 220 st. przez ok. 30 minut.
Smacznego! :)

czwartek, 16 października 2014

World Bread Day 2014 Chleb polski


Chleb piekę, od kiedy moja Córka jest na świecie. Lat będzie ponad 11 :)
I nieodmiennie, od lat jest to jedna z najmilszych chwil życia i bycia w domu. Kiedy chleb spokojnie sobie rośnie, kiedy piekarnik grzeje się do czerwoności i kiedy wreszcie pachnie...

Z okazji Światowego Dnia Chleba u mnie dziś jeden z najbardziej tradycyjnych bochenków. Kryje w sobie aż pół kilograma zakwasu żytniego, rośnie w koszyczku i co drugi dzień wykarmia moją Rodzinę.
Wypiekanie chlebów nie było moją "naturalną umiejętnością". Zawsze przy tej okazji to przypominam - długo, mozolnie i cierpliwie chlebów uczyła mnie wypiekać Eliza z White Plate, korzystałam bardzo dużo z jej Pracowni Wypieków a także przerobiłam niemal całego J. Hamelmana ("Bread") :) I bardzo im za to dziękuję!


Wszystkim chlebo-piekącym i tym, którzy się do tego przymierzają - przesyłam dziś moc pozdrowień :)

World Bread Day 2014 (submit your loaf on October 16, 2014)



CHLEB POLSKI

200 ml ciepłej wody
5 g świeżych drożdży
500 g aktywnego zakwasu żytniego, dokarmionego ok. 12 h wcześniej
660 g mąki pszennej
1.5 łyżki soli

Drożdże mieszam z małą ilością wody i mąki. Odstawiam na ok. 10 minut w ciepłe miejsce.
Mąkę mieszam z solą; do mąki powoli dodaję wodę, zaczyn drożdżowy i zakwas - powoli wyrabiam ciasto. Powinno ono być dość elastyczne, po kilku minutach wyrabiania winno odchodzić od brzegów miski. Formuję kulę, delikatnie smaruję ją olejem i odstawiam pod przykryciem na godzinkę. Moje ciasto chlebowe wyrasta w zamkniętym piekarniku z włączoną żarówką :)
Po tym czasie formuję podłużny bochenek (składając go dwuktotnie - jak list na 3 części) i wkładam do koszyka wyłożonego pieluchą tetrową i obsypaną mąką.
Odstawiam na kolejną godzinę w ciepłe miejsce.

Piekę - w temperaturze 220 st (pierwsze dziesięć minut), kolejne 30 min - w temp. 200 st.

Dobrego dnia! :)

środa, 15 października 2014

Idzie jesień, dynie niesie :)



Karola mi przynosi ostatnie skarby z ogrodu. Psy mnóstwo suchej trawy do salonu, ja znoszę do domu dynie i książki. I tak ta jesień wprasza się do domu nieubłagalnie.
Pierwszy odpływ energii już za mną, pierwsza infekcja w trakcie...ale kubek zupy z krokietem stawia mnie na nogi szybciej niż apiryna ;)

Pięknego dnia dla Was Mili.

Jutro Dzień Chleba, wiecie - tu klik? Kto się jeszcze nie bawił, niech zacznie! Jest w tym coś fajnego, że tyle ludzi na świecie, tego dnia wyjmie z piekarników gorące bochenki :)



World Bread Day 2014 (submit your loaf on October 16, 2014)

poniedziałek, 13 października 2014

Wojna (domowa) o tosta ;)


"Wszyscy noszą tosty"...
"no prooooooooooooszę",
"ALE dlaczego?!!!"...

Boooo:
- nie lubię pieczywa w folii
- zimny tost, "światna sprawa"?!
- skoro "wszyscy" to Ty tym lepiej dla Ciebie, że Ty nie!
- my w domu jemy inne pieczywo
- czy wiesz, że ten chleb w folii nie psuje się 2 tygodnie?

I tak codziennie. Wojna o kanapki do szkoły. Podobno jest moda na ZIMNE zgrzewki z tostów. Dla mnie nie do przyjęcia. Ale córka moja poczuła wewnętrzną potrzbę noszenia zimnego, suchego tosta w pudełku...
No NIE. I choć w żaden sposób nie chcę jej ograniczać, to mną telepie jak widzę świeżoupieczony chleb w chlebaku a mam wyciągać "maślane" pajdy z worka....wrrr...

Ale że JĄ kocham przeogromnie i pamiętam jak sama, jak "wszyscy":
- jadłam oranżadę w proszku
- piłam zielony napój z foliowej toreki z rurką
- żarłam "gumy kulki"

...to piekę ten chleb tostowy i robię jej te zgrzewki.


Poniedziałkowo Was ściskam mocno :)


PIECZYWO TOSTOWE
przepis: Julia Child, "Gotuj z Julią", uproszczony przeze mnie

2 łyżeczki drożdży instant
1.5 łyżki letniej wody
szczypta cukru

55 g masła
1.5 szklanki mleka
2 łyżeczki soli
1.5 łyżeczki cukru
3.5 szklanki mąki pszennej przesianej

Drożdże rozpuszczam w 1.5 łyżki letniej wody, dodaję szczyptę cukru - rozcieram i odstawiam na ok. 10 minut w ciepłe miejsce, by "ruszyły".
Masło rozpuszczam w 1/2 szklanki mleka, następnie schładzam przez dodanie pozostałej szklanki mleka.
Mąkę mieszam z solą, cukrem, dodaję zaczyn drożdżowy i stopniowo mleko z masłem. Wyrabiam gładkie, jednolite ciasto. Pozostawiam je w misce, zakrywam folia i odstawiam w ciepłe miejsce na 2 godziny. Po tym czasie ciasto wyjmuję, składam na trzy części i wkładam do formy - keksówki - o równych (nie rozszerzających się) bokach. Zakrywam folią i odstawiam na 1.5 godziny.

Po tym czasie piekę w temp. 220 st. przez 35 minut.
Smacznego!

czwartek, 2 października 2014

Od słowa po barszcz z pasztecikiem. Byle było ciepło :)



Kubek gorącej zupy i ciepły pasztecik. Kwaśny troszkę bo kapusta, słodki bo jabłka i śliwka. Bardzo jesienny.
Ilość obowiązków sprawia, że nie mam czasu zastanawiać się nad swoimi odczuciami w związku z jesienią.
Rytm wyznaczają kolejne punkty w kalendarzu, plany lekcji, zajęć.
Studentką już zostałam, pierwszy napad lęku ("nie dam rady") zaliczyłam ;), ogród prawie ogarnięty...

W tym wszystkim staram się tylko by nie towarzyszyło nam ciągłe napięcie, zaś w domu było ciepło.
Na jak największej ilości poziomów. Od emocji, przez słowa, obowiązki po kubek gorącej zupy.




Dziś barszczyk, na burakach gotowanych w skórce, potem (bez skórki) ścieranych i drożdżowe paszteciki z kapustą, jabłkiem i śliwką. Długo pokonywałam chęć dodania grzybów " bo przecież z grzybami!" ale Karola moja nie lubi ich, więc ułożyłam tak farsz by smakował wytrawnie ale lekko słodko.





Przepis na delikatne ciasto drożdżowe i sposób formowania pasztecików pochodzi od Asi z Kwestii Smaku w tym miejscu Ja go uprościłam i podaję poniżej :)

PASZTECIKI Z KAPUSTĄ


składniki na ciasto:
3 żółtka (w temperaturze pokojowej)
100 g miękkiego
35 g świeżych drożdży
1 łyżka cukru
250 ml letniego mleka
350 g mąki pszennej
3/4 łyżeczki soli

składniki na farsz:
pół kilograma kapusty kwaszonej
duża cebula
duże jabłko
3 łyżki konfitury ze śliwek
3 łyżli masła
1.5 łyżeczki cukru
sól, pieprz, cukier, kmin rzymski

Kapustę siekam, przekładam na sito i kilkakrotnie płuczę.
Na rozpuszczonym na patelni maślę podsmażam cebulkę.
Dodaję pokrojone drobno jabłko, wszytsko razem duszę, po chwili dodaję kapustę, podlewam wodą z cukrem. I Duszę ok. 40 minut pod przykryciem, jeśli trzeba uzupełniam wodą (można użyć bulionu / wówczas jednak trzeba kontrolować ilość soli).
Kiedy kapusta napiera brązowego koloru - dodaję konfiturę ze śliwek, doprawiam do smaku i smażę wszystko jeszcze chwilę.

Farsz studzę - przed nałożeniem na ciasto.


Drożdże rozcieram w miseczce z cukrem, zalewam mlekiem, dodaję 2-3 łyżki mąki. Zaczyn mieszam i odstawiam w ciepłe miejsce - na ok. 10 minut.
Mąkę przesiewam z solą. Kiedy zaczyn się spieni i zwiększy swoją objętość - dodaję go do mąki. Zaczynam wyrabiać miasto (ręcznie lub w misie miksera). Kiedy ciasto jest już połączone stopniowo dodaję żółtka tak by ciasto po każdym osiągało głądką konsystencję. Chwila wyrabiania i kolejne. Cały proces musi zająć co najmnej 5 minut.
Tak samo z masłem - dodaję powoli po łyżce, aż ciasto wchłonie poprzednią porcję.

Ciasto dostawiam na minimum godzinę, przykryte ściereczką w ciepłe miejsce.
Po tym czasie. Wyjmuję je z miski, zagniatam i raz jeszcze wkładam do wyrośnięcia.

Jesli ciasto bardzo się klei podypuję jedą łyżką mąki, zaś dwłonie lekko smaruję olejem.

Po drugim wyrastaniu - wykładam ciasto na podsypaną mąką stolnicę i rozkładam w prostokąt.
Rozwałkowuję - na wielkość blachy z piekarnika.
Kroję na cztery pasy.

Farsz układam na brzegu każdego z pasów ciasta i sklejam je razem. Surowe ciasto nacinam w poprzek i pozostawiam jeszcze do podrośnięcia na min. 30-40 minut.

Paszteciki smaruję rozmąconym jajkiem, posypuję makiem i piekę w temp. 180 st. przez pk. 40 minut.

Smacznego!

poniedziałek, 22 września 2014

Brownie na poniedziałek ;)



Niepozorny niedzielny wieczór zakończył się totalnym upojoniem...czekoladą. Jak zaczęłam myśleć o zbliżającym się tygodniu...skończyłam w połowie blaszki.
Brwonie Jamiego Olivera z żurawiną
Mnóstwo czekolady, mało mąki, zero...zdrowego rozsądku. Polecam ;)

BROWNIE. Z żurawiną

250 g masła
200 g czekolady (ok. 70 proc. kakao)
150 g suszonych wiśni lub żurawiny lub orzechów
80 g przesianego kakao
65 g mąki pszennej, przesianej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
350 g cukru pudu ( u mnie było 280 g)
4 spore jajka

skórka z pomarańczy i śmietana kremówka - do ubicia (opcjonalnie)

Piekarnik nagrzewam do 180 st. Kwadratową foremkę o wymiarach 30x30 smaruję masłem i wykładam papierem do pieczenia.
W misce ustawionej na garnku z gotującą sie wodą rozpuszczam masło z czekoladą, mieszając do czasu - aż dokładnie się połączą.
Dodaję do nich żurawinę, mieszam.
W dugiej misce łączę: kakao, mąkę, cukier puder i proszek do pieczenia. Sypkie składniki powoli dodaję do masy czekoladowej, mieszając. Powoli dodaję po jednym jajku - mieszając do uzyskania gładkiego, jednolitego i lśniącego ciasta.

Ciasto wlewam do formy i wstawiam do piekarnika na ok. 25 minut.
Jak dobrze to podkreśla JO. - ciasto nie może być suche, dlatego sprawdzając wykałaczką - nie może być ona zupełnie sucha. Nie może "ciągnąć" masy za sobą ale nie może też być sucha.
Nie bójcie się wyjąć lekko mokrego ciasta z piekarnika. To czekolada i masło :) po lekkim ostygnięciu - stężeje.

Pięknego poniedziałku...;)

czwartek, 18 września 2014

Knedle ze śliwkami. Jest jeszcze czas...



Dla przeziębionej mamy sięgnełam po pierwszy słoik soku z malin ze spiżarni, knedle oprószyłam cynamonem, wieczorem wyszłam do ogrodu z kubkiem gorącej herbaty...ja i jesień powoli się obwąchujemy.
Ja za nią nie przepadam, ona za mną też nie. Ale póki dzieli nas piekny gorący dzień, wiem, że mam jeszcze czas na przygotowanie się do tego spotkania ;)

Pięć kilogramów śliwek, które przyjechały do mnie z działki rodziców Jakuba, ucieszyło ogromnie!
W moim domu "ciasto znikające" to pleśniak i to taki, z bardzą dużą ilością konfitury śliwkowej.

Z owoców, które nie trafiły do gara, ukleiłam szybko knedle. Porcja zdecydowanie okazała się jednodniowa ;)





KNEDLE ZE ŚLIWKAMI


700 g ziemniaków ugotowaych w łupinach
400 g mąki pszennej
2 jajka
łyżeczka soli
szczypta cukru
400 g małych śliwek

łyżka oleju (dodana do gotowania w wodzie)

masło do posmarowania

śmietana, cynamon, bułka tarta - do podania :)

Ziemniaki gotuję w łupinach, ciepłe obieram i przeciskam przez praskę.
Ziemniaki wykładam na stolnicę (lub do misy miksera) dodaję sól i cukier, wbijam jajka, szybko łączę. Dodaję mąkę i w miarę szybko wyrabiam gładkie ciasto.

Ciasto dzielę na 4 części. Stolnicę podpyspuję mąką. Z każdej części kształtuję wałek, tnę na "kopytka", rozpłaszczam w placuszek. Na środku ląduje śliwka i placuszek zbieram niczym sakiewkę, sklejając boki, a następnie kształtuję kulkę.
Wodę w garnku doprowadzam do wrzenia, dodaję łyżkę oliwy.

Miskę na której ukłądam ugotowane knedle smaruję delikatnie cienką wartwą ciepłego masła (by się nie przyklejały i nie uszkodziły).

Gotuję kilka minut, podaję ze śmietanką, bułeczką i cynamonem :)

piątek, 12 września 2014

W kolorze późnego lata. Bakłażan



Sama nie wierzę, że to już dwa miesiące jak mnie tu nie było...
Czas przemknął jak jeden intensywny tydzień.

Dziękuję Wszystkim, którzy mimo mojej długiej nieobecności wciąż zaglądają szukają i są.

Najlepsze jest to, że nie było mnie bo dużo się działo i działo się dobrze. Były cudowne, długie wakacje nad morzem, tego lata zamieniłam auto na rower, w wieku niemal 38 lat po raz drugi zostałam studentką UW...a dwa tygodnie temu po raz trzeci mamą, w tym drugi raz psią ;)

Wczoraj jednak znalazłam już aparat i laptopa i jestem :)

Poranki znów witam w szlafroku, wieczory kończę w kocu i patrzę jak jesień rozpakowuje się na dobre. Dzieciaki zbierają kasztany, pod kołami roweru szelest suchych liści, dzikie wino nabrało koloru pięknej czerwieni. Mama przywiozła pierwszy kosz grzybów z działki.
Niemal wszytskie moje koleżanki przerabiają pomidory, papryki, śliwki...zamykamy w słoiku najlepsze owoce końca lata.
Ja zapraszam Was na faszerowanego bakłażana :)



Basia i Mila :)


Wakacje 2014...



FASZEROWANY BAKŁAŻAN

2 bakłażany (dośc duże)
duża cebula
natka pietruszki
50 g kaszy gryczanej
100 g mielonego mięsa (użyłam z łopatki) ( wwersji wege - smakuje równie dobrze - można wówczas dodać grzyby)

do smażenia - oliwa z suszonych pomidorów
sól, pieprz, tymianek, suszone pomidory

sos pomidorowy:
3 pomidory przetarte przez sito
200 ml bulionu
łyżka mąki
sól, pieprz, cukier, natka pietruszki - do smaku


Piekarnik nagrzewam do 180 st.
Bakłażany kroję na pół. Zasypuję solą i odkładam na bok. Po ok. kwadransie płuczę je wodą, osuszam ręcznikiem i pod folią aluminiową piekę - 30 minut.

Na patelni z oliwą smażę cebulkę, następnie mięso. Dodaję gotowaną i odsączoną kaszę gryczaną - wszystko razem przesmażam, doprawiam do smaku - solą, pieprzem, suszonymi pomidorami i tymiankiem. Na końcu dodaję posiekaną natkę pietruszki.

W drugim rondelku przygotowuję sos, zagęszczając go 1-2 łyżkami mąki lub śmietany.

Podpieczone bakłażany drążę łyżeczką, miąższ kroję drobno i daję do farszu. Wszystko razem podgrzewam i masą wypełniam skórki bakłażana.
Zapiekam 5-10 min pod przykryciem i podaję z sosem.

Smacznego!

środa, 16 lipca 2014

Czas w drogę! Sukienki + batoniki ;)



Sukienki, piłka, parawan, nawigacja, sukienki..... Wakacje!!!
Kierunek Kołobrzeg i Jastrzębia Góra.


Cała w skowronkach bo lato kocham ogromnie, wyjazdy z Córką też. Zostaje ogród, rowery i aparat...ale raczej nie zdążę za nimi zatęsknić. Jutro przede mną cały dzień za kierownicą, więc już dziś - Wam życzę cudownych wakacji!



Ze sobą zabieram słój owsianych batoników z orzechami.
Delikatne, łagodne w smaku ale nie mdłe. Pyszne do porannej kawy, jako szybkie śniadanie, przekąska w samochodzie, po południu w drodze na odbiad ;)




Przepisów na batoniki wielozbożowe, owsiane jest mnóstwo. Mnie zawsze się podobał ten Nigelli, która do swoich nie dodawała cukru, masła ani miodu.
Mój przepis to kolejna wersja.


BATONIKI OWSIANO-ORZECHOWE




1 l skondensowanego, niesłodzonego mleka
300 g płatków owsianych
50 g amarantusa
50 g wiórków kokosowych
150 g żurawiny
100 g pestek dyni
100 g sezamu
120 g niesolonych orzechów ziemnych
50 płatków migdałów
3 łyżki syropu z agawy
szczypta soli

Dużą blachę, delikatnie smaruję masłem i wykładam papierem do pieczenia. Piekarnik nastawiam na 150 st.
W szerokim rondlu zagotowuję mleko (tylko chwilę), wyłączam ogień i chwilę studzę.
W mleku rozpuszczam agawę i sól.
Wszystkie ziarna i orzechy mieszam razem. Mieszankę zalewam gorącym mlekiem.
Masę przekładam na blachę i piekę 1h 20 minut.
Ja wolę przypieczone złote ziarenka, jeśli wolicie jaśniejsze -skróćcie temperaturę pieczenia :)
Smacznego!

czwartek, 10 lipca 2014

Słoiczek do słoiczka ;) Konfitury 2014




Przygotowywanie przetwrów było w naszych domach dość silną tradycją.
Tak ja jak i J. braliśmy w tym czynny udział już jako dzieci i to wykonując całkiem konkretne zadania.
Ostatnio rozmawialiśmy o tym. J. pamięta jak godzinami drylował wiśnie wsuwką do włosów, ja z babcią pestkowałam śliwki całe popołudnie...czarne ręce od zrywania porzeczek i słodki, specyficzny ...cudowny zapach malin pod cukrem.

Pewnie dlatego do robienia konfitur stajemy razem.
Poza tym, że tak jest sprawniej, szybciej i bezpieczniej to jest to jedna z tych rzeczy, która bardzo wiąże z domem. Dla mnie, która nie pracuje - jest to dzielenie się swoją codziennością, dla niego - oderwanie od zupełnie innego świata korpo.

Kolejny rok z rzędu przygotowując słoiki na zimę - już wiem, jakich błędów unikać - bo popełniłam ich całkiem sporo :)))
Dlatego dla tych, którym się chce ale troszkę się boją podsyłam...kilka kroków - jeden po drugim.

Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, by te słoiczki i ta praca - dawała Wam jak najwięcej przyjemności.





PRZETWOROWY NIEZBĘDNIK:

# dodatkowa para rąk - i to męskich, wyposażonych w skórzane zimowe rękawice (serio - tak zamykamy słoiki - razem - jest najszybciej i najmniej poparzeń)

# słoiki (zanim je wyparzę w piekarniku dwa razy sprawdzam czy dobrze się zakręcają; kiedy słoik i konfitura są gorące nie ma czasu by szukać odpowiednich nakrętek; słoików nie kupuję - zbieram je lub proszę bliskich o zbieranie)

# kubek z dziubkiem - najlepsze czym można nalewac konfitury do słoików

# ręczniki papierowe

# duży, gruby i ciemny ręcznik kąpielowy - zakręcone, gorące słoiki - odwracamy do góry dnem i lądują pod ręcznikiem - w ten sposób - tak naprawdę się od razu wekują a temperatura ciepła utrzymuje się przez ok. 10 godzin

# łyżki - wazowe, zwykłe

# ścierki, łapki

SŁOIKOWE BHP ;)

*gorąca konfitura ma bardzo wysoką temperaturę, a przez to, że jest gęsta - parzy jeszcze bardziej;
jakość słoików, nakrętek i ostrożność - nie są wcale mrzonką - zdarza się (mnie się zdarzyło dwukrotnie), że gorący słoik wybuchł mi dosłownie w rękach i dość mocno poparzyłam się - dobrze, by w apteczce była pianka na oparzenia

**zamykając konfitury zawsze mam na sobie fartuch i zakryte nogi - z uwagi na ryzyko poparzeń i własne doświadczenia;

***ja pasteryzuję słoiki wyłącznie już w granku z wodą. W latach ubiegłych na jakieś 200 słoików podczas pasteryzacji w piekarniku - wybuchł mi jeden - czy to z powodu złego dokręcenia czy z powodu wady nakrętki....i ten jeden wystarczył by uszkodzić piekarnik.




SPOSÓB PRZYGOTOWANIA KONFITUR:

Owoce oczyszczam i zasypuję cukrem.
Zazwyczaj przyjmuję, że na 1 kg owoców zużywam do 200 g cukru.

Zasypane owoce odstawiam w ciepłe miejsce na min. 10 godzin. Garnek jest przykryty pieluszką tetrową, tak by nie dostały się do środka żadne owady.

Pierwsze gotowanie trwa ok. godziny. Wówczas owoce puszczają duże ilości soku (szczególnie truskawki, maliny i brzoskwinie).
Sok ten można odlać, przecedziś przez sitko i wlać do słoików.
Używam wyłącznie zwykłego białego cukru.
Ponieważ moja rodzina nie przepada za dodatkami w konfiturach owocowych, sięgam jedynie po wanilię (do truskawek), cytrynę (zawiera dużo pektyn, dodaję ją do większości przetworów - w ilości: pół cytryny ze skórką na 3-4 kg owoców) oraz goździki do brzoskwiń w zalewie.

Owoce gotuję zazwyczaj dwa do trzech dni, powtarzając gotowanie rano i wieczorem. Ani ja, ani moja Mama ani Babcia nigdy nie zbierałyśmy piany tworzącej się w pierwszym gotowaniu.

Konfitury zamykam do gorących, czystych słoików, wyparzonych w piekarniku ( z nakrętkami) w temp. 150 st.








BRZOSKWINIE W ZALEWIE

Brzoswinie w zalewie są niezwykle proste w przygotowaniu.
Owoce zamykam w słoikach ok. 500-700 ml.
Przyjmując tu proporcje:

Na każdy słoik: dwie płaskie łyżki cukru i łyżeczka octu (jabłkowego lub winnego)

Ostatnio z 4 kg owoców przygotowałam sześć słoików brzoswiń w zalewie + dwa słoiki konfitury brzoskwiniowej.

Brzoskwinię myję i parzę wrzątkiem, by obrać je ze skórki.
Dzielę na połówki.

W dużym garnku gotuję odpowiednią do ilości owoców - ilość wody - na 4 kg owoców jest ok. 5 litrów wody - z cukrem. Do gotowania dodaję dwa plasterki cytryny i 3-4 goździki (całe).
Kiedy gorący syrop zacznie się gotować wkładam do niego - na kilka sekund - kolejne partie owoców.
Wyjmuję owoce z wrzątku, przekładam delikatnie do słoika, zalewam syropem, zakręcam, stawiam do góry dnem...a kiedy mam już całą partię - pasteryzuję.



Przyjemnej pracy Wam życzę :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...