
Kiedy rok temu w przyciasnej i przyciemnej sali, po 13 latach pracy kadrowa powiadomiła mnie, że "redukcja" objęła i mnie...nie wiedziałam, gdzie oczy podziać...
Nie wiedziałam co powiedzieć Mamie, która leżała w szpitalu.
Nie wiedziałam co powiedzieć Karolinie, że już jutro do pracy iść nie muszę.
- Dlaczego?
- Bo mnie Córciu zwolniono...
- Dlaczego?
- Nie wiem...
Bardzo się bałam.
Czułam się jak dinozaur - duży, ciężki, znający tylko kawałek terenu, z którego go wyrzucono...
Praca - czyli ta mniej przyjemna część życia - była pracą, obowiązkiem. Trudnością do pokonania.
Od tego czasu w moim życiu zmieniło się bardzo wiele.
Mama dziś śmiga na działkę - sadzić nowe kwiatki, a ja, po przykrótkiej nocy, z uśmiechem i niedomalowanym okiem pędzę do nowej pracy.
Do dzieci, do robienia ciastek, drewnianych zakładek, kwiatów z bibuły czy najlepszego lukru nie z torebki :)
W Pracowni spędziliśmy ostatni weekend - od zajęć dla dorosłych, przez szereg spotkań a na Fabryce Ciastek skończywszy.
Kiedy uprzątneliśmy sterty mąki, skorupek po jajkach i papilotki po mufinkach (własnoręcznie przyrządzonych przez dzieci!) nadszedł czas urodzin mojej Córki :)
Tego weekendu Pracownia tętniła życiem od rana do wieczora.
I choć mało w tym tygodniu spaliśmy, z braku czasu jedliśmy różne dziwne rzeczy, a koło czwartku chciałam się rozwieść ;)...
powiem Wam, że...
było cudownie.
Po tym weekendzie raz jeszcze przypomniałam sobie jakie to
lekkie, energetyczne uczucie kiedy praca jest pasją jednocześnie.

Precyzja, dokładność, skupienie lecz z uśmiechem :)

Małe łapki dekorują mufinki...
Urodzinowe szaleństwa...

...strzelanie z łuku

...papierowa wojna!
Księżniczek czar :)


Jeśli zaś wracamy do kulinariów...to również się działo. Po długiej przerwie zrobiłam Tiramisu, a także lekki śmietankowy tort z owocami - w wersji dla dzieci oraz dorosłych...
Zapraszam na obydwa desery już wkrótce.
Pozdrawiam cieplutko!
M.