Na Dobry Początek...
Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.
Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.
Do domu. Do mojej kuchni.
Pozdrawiam Was ciepło
Monika
piątek, 26 lutego 2010
Roszponka & kozi ser. Krucho i zielono :)
Od kilku zimnych miesięcy żywię się najchętniej zupami, ciepłymi warzywami i ciepłym ciastem :)
Przychodzą jednak dni, kiedy tak mocno tęsknię za lekkością smaków, za świeżością, chrupkością i nawet chodem zielonych warzyw...że nawet śnieg mi nie straszny.
Tą sałatkę, a właściwie bardzo podobną pierwszy raz jadłam w krakowskiej Marmoladzie. Po długim śnieżno-deszczowym spacerze, rumiani i zmęczeni rozłożyliśmy się przy dużym drewnianym stole. J. i K. bez dwóch zdań wiedzieli, że musi być gorąca zupa i zaraz zaczęli szukać pierogów...
Mnie rozgrzał kielich grzańca i rozmowa z kucharzem na temat cegieł szamotowych w piecu, w którym wypiekano tam pizzę...
Ja wybrałam sałatkę. Spodziewałam się dobrego połączenia koziego zera i gruszki...a do tego doszedł jeszcze delikatny smak i aromat cytrusów.
Jest dobra, prosta i można pofantazjować ze składnikami.
Tym razem dodałam małe marynowane cebulki.
Też smakowało :)
M.
ROSZPONKA & KOZI SER
Składniki na dwie porcje
4 garści roszponki
80 g koziego sera
gruszka, twarda i soczysta
2 łyżki marynowanych cebulek
kilka płatków twardego sera
woda pomarańczowa - do skropienia sałaty
dressing: 4 łyżki oliwy, łyżka miodu, łyżeczka musztardy,
sok z cytryny, sól, pieprz
- świeżo mielone
Roszponkę na durszlaku skrapiam wodą pomarańczową i soki z cytryny oraz łyżką dressingu. Dodaję kozi ser, gruszkę pokrojoną w kawałki, cebulki, resztę sosu.
Podrzucam na sitku - aby składniki dobrze pokryły się przyprawami, rozkładam na talerzu. Posypuję płatkami twardego sera.
Smacznego :)
M.
środa, 24 lutego 2010
Ciasto jogurtowe. Proste, dobre rozwiązania :)
Całkiem niedawno, pewnej zimnej i zbyt długiej nocy, kiedy ciężkie myśli nie dawały odpocząć powiekom, zupełnie przypadkowo trafiłam na wyjątkowy przepis.
Jeszcze nie znałam smaku i zapachu ciasta, jeszcze nie wiedziałam czy wyjdzie a wiedziałam już, że to jest to czego szukam – dosłownie i w przenośni.
Prostota. W najczystszej postaci.
Bo najprostsze odpowiedzi bywają często najprawdziwsze.
I nim skończyłam nawlekać ostatni koralik, na zrobioną właśnie tej nocy – bransoletkę, wszystko stało się lżejsze i prostsze.
A ciasto jest Wyjątkowe. Jogurtowe, domowe i po prostu…dobre.
Ciasto, które ostatnio piekę najczęściej i to, które znika do ostatniego kawałka.
Za przepis (tu) dziękuję Asi z Kwestii Smaków.
CIASTO JOGURTOWE
Kwestia Smaku, z moimi zmianami
Składniki na ciasto odmierzane za pomocą pustego kubeczka po jogurcie.
Ja wybrałam kubeczek o pojemności 220 g – i wyszło ciasto na okrągłą blachę o średnicy 25 cm. Jajka wybrałam naprawdę duże, przywiezione ze wsi. Więc jeśli użyjecie mniejszych – przy takiej ilości mąki, może nawet należy użyć – 4 sztuk.
3 kubki mąki pszennej, przesianej
2 kubki cukru
2 łyżki cukru waniliowego
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1 kubek jogurtu naturalnego
3 jajka :)
1 kubek oleju
1.5 łyżeczki proszku do pieczenia
Piekarnik nagrzewam do 180 st.
Mąkę mieszam z proszkiem, a następnie stopniowo, powoli mieszając dodaję pozostałe składniki. Kiedy się połączą przelewam do formy. Piekę 30 minut.
Czasami dodaję owoce :) np. mrożone truskawki...
###
Rano, przed domem...
Poznajecie?
Strasznie mi się go szkoda zrobiło...
poniedziałek, 22 lutego 2010
Kartoflanka na śmietanie. Czekanie do niedzieli...
Opowiem Wam o moim weekendzie...
Rozgrzewała nas kartoflanka na śmietanie...uśmiech dzieci i nowe spotkania.
W Pracowni*** zapachniało ciastem jogurtowym...
...a sobotę zakończyliśmy szalejąc na basenie.
Niedziela obudziła nas przepięknym słońcem;
Karolinka znalazła mój pierścionek, który nosiłam mając 5 lat...
Bardzo bym chciała raz jeszcze obudzić się tej niedzieli. Ale przed nami następna.
Oby równie piękna.
Dziś już planuję...Dostałam nowy obrus od Mamy, zjemy na nim niedzielne śniadanie :)
a na razie czekam
do niedzieli...
do jutra...
M.
Na ciasto jogurtowe, moje nowe odkrycie, najczęściej ostatnio pieczone na Grabinie, zapraszam pod koniec tygodnia :)
KARTOFLANKA NA ŚMIETANIE
6-8 średnich ziemniaków, obranych, pokrojonych w kostkę
duża cebula
5 łyżek masła
350 ml kwaśnej śmietany
1.5 l czystego rosołu
sól, cukier, ocet jabłkowy, pieprz do smaku
świeży tymianek
Cebulę przesmażam na maśle, dodaję stopniowo ziemniaki, 20 minut duszę pod przykryciem. Dodaję rosół. Gotuję kolejne 20 minut, doprawiam śmietaną i do smaku: solą, pieprzem, szczyptą cukru, chlustem octu, jeszcze chwilkę gotuję na małym ogniu.
Podaję gorącą, w kubkach.
Smacznego
M.
***Pracownia to moja nowa Praca. Pasja, Miejsce, które stworzyliśmy w kilka osób.
Z głowami pełnymi pomysłów, chęciami i dużą dawką dobrej Energii.
Miejsce Dobre dla Dzieci i Rodziców.
Trzymajcie za nas kciuki
:)
niedziela, 21 lutego 2010
Słodka chwila zapomnienia :)
Zabawa na cztery ręce. Każda w czekoladzie. Turlają, dobierają, obtaczają, układają…
Chwila śmiechu, chwila skupienia…
- Mamuś spójrz…
- Mamuś pomóż… - najsłodziej brzmiące słowa.
Wystarczy. Do pełni Mojego Szczęścia.
Moja Córka, ma niespełna siedem lat. Nie wie czym są gry komputerowe, komputerowo stworzone pseudo-wróżki, jest natomiast całkiem nieźle zorientowana w kulinarnej blogosferze.
- Ta pani robi piękne ciasteczka, ta bułeczki, o u cioci nowe ciasto!, a widziałaś ten deser?, mama zobacz jaki chleb!, zróbmy w końcu te trufelki…noooo…
No i zrobiłyśmy.
Asiejkowe. Trufelki, u nas zamiast aromatu rumowego - chlust amaretto :) Asiejka to Królewna Trufli, prawda?
Przepis tu.
TRUFELKI Z AMARETTO 150 g pokruszonych ciasteczek digestive ½ kostki prawdziwego masła 1/3 szklanki cukru pudru 200 g czekolady – u nas gorzkiej chlust amaretto kakao do obtoczenia |
Masło i czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, mieszamy i odstawiamy do ostygnięcia.
Ciastka kruszymy. Dodajemy ciasteczka do czekoladowej ostygniętej masy, następnie - 2/3 cukru, chlust alkoholu i toczymy…
Układamy na kratce i zostawiamy do stężenia. Ostudzone obtaczamy w kakao lub pozostałym cukrze pudrze.
Smacznego :)
M & K.
###
Kochani Ciepłej Czekoladowej Niedzieli :)
a Bei dziękuję za kolejną fantastyczną zabawę!
czwartek, 18 lutego 2010
Ciasto owsiane. Z czekoladą :)
Tak jak chleb to zapach domu; pomidorowa - smak dzieciństwa, pierogi - wizytówka gospodyni tak...
nie istnieje w kuchni nic bardziej zmysłowego niż czekolada...
Kostka, dwie aksamitnej gorzkiej czekolady wprawiają mnie zawsze w dobry nastrój. Nie dorówna czekoladzie wino, nie dorówna żaden deser. To przyjemność sama w sobie.
Jednak by słowa nie wpadły w nutę reklam przejdę już do Czekoladowego Weekendu Bei
Składniki na to ciasto zachwycieły mnie już pierwszej chwili: duuużo płatków owsianych (lubię), duuuużo orzechów (lubię) i gorzka czekolada (kocham!).
Wyszło bardzo przyzwoite, całkiem smakowite lecz...do dalszych testów.
A to dlatego, że środek był zbyt miękki.
Być może w ostatnim etapie pieczenia - następnym razem włączę wyłącznie dolną grzałkę piekarnika na jakieś 20 minut.
Zachęcam do prób!
CIASTO OWSIANE Z WIÓRKAMI CZEKOLADOWYMI
z książki Złota księga Czekolady
400 ml wrzącej wody
250 g płatków owsianych
200 g cukru
100 g ciemnego cukru
125 g miękkiego masła
2 jajka
200 g pszennej mąki
1 łyżka kakao
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/4 łyżeczki soli
180 g wiórków z gorzkiej czekolady
100 g grubu posiekanych orzechów włoskich
Piekarnik nagrzewam do 180 st.
Smaruję masłem i opruszam bułką okrągłą foremkę - 25 cm.
W dużej misce zalewam płatki owsiane wrząkiem i zostawiam na 10 minut. Następnie dodaję do płatków cukier, masło, jajka, mieszam. Kiedy składniki się dobrze połączą, dodaję mąkę, kakao, sodę oraz sól. Łączę i przelewam płynne ciasto do formy. Wierzch posypuję orzechami i czekoladą.
Piekę ok. 40 min. ( w przepisie jest 20 min.) na brązowy kolor. Kwadrans przed końcem okrywam górę ciasta folią aluminiową (by czekolada się nie zapiekła).
Studzę częściwowo w piekarniku.
W oryginalnym przepisie ciasto należy podać - odwócone do góry dnem i obsypane cukrem pudrem. Ja, kiedy zobaczyłam orzechy i czekoladę - zrezygnowałam z tego zabiegu.
Smacznego :)
M.
poniedziałek, 15 lutego 2010
Pancakes. Blisko domu...
Łapię dobre chwile jak dziecko bańki mydlane.
Na chwilę. Zamykam je w dłoni.
Szukam ich, kiedy gubię uśmiech. A czasami, jak każdy, gubię go na dłużej.
Wtedy zaszywam się w domu, w zupełnej ciszy. Cała okrywam się ciepłem. Ciepłym swetrem, żarem kominka, telefonem do Mamy, gorącą herbatą i zapachem jedzenia, które jest jak kochająca dłoń, na której można zasnąć.
Tak pachniały w miniony weekend pancakes czyli placuszki, których nasmażyłam całą górę z przepisu Nigelli.
Pyszne, słodziutkie, lekkie i proszące się o towarzystwo dodatków - wedle smaków własnych:)
Pachniały domem. Można je jeść o każdej porze dnia i nocy.
I kompletnie nie trzeba mieć żadnych kulinarnych talentów, sprzętów ani nawet dużo czasu.
Uwierzcie mi, są po prostu dobre.
PANCAKES wg. Nigelli Lawson
( przepis pochodzi z książki Nigella ekspresowo)
Ilość składników podana jest na przygotowanie dużej mieszanki, po którą można sięgać w dowolnej chwili.
Sposób przyrządzenia placków:
150 g mieszanki***
1 jajko
250 ml mleka
1 łyżka stopione masła
Do mieszanki dodaję jajko, mleko, masło.
Placki smażę na gorącej płaskiej patelni, bez dodatkowego tłuszczu.
Mieszanka na placki:
600 g mąki pszennej
3 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka soli
200 g cukru ( u Nigelli jest 400 g)
Smacznego!
A na koniec duży uśmiech :) dla tych, co tak jak ja zimy mają już dość.
Dobrze, że chociaż owce trzymają się ciepło ;)))
sobota, 13 lutego 2010
Omlet. Niedzielne uśmiechnięte śniadanko :)
Niedzielny poranek. Biała pościel w granatowe kwiatki, zapach włosów Karoli, spokojne „nic nie muszę”. Godzina nie jest ważna. Ważny jest uśmiech. I wolność. Ten dzień jest dla nas, dla domu, dla pomieszkania. Najprościej jak się da.
W niedzielę zawsze jajka na śniadanie. Tradycyjne, w kokilkach (u nas kukilkach :D), z szynką parmeńską lub parzone we wrzątku z octem, podane na sałacie…
A może dla Was walentynkowe śniadanko jako dokończenie pysznej kolacji...? Mmmm...mam nadzieję :)
Dziś omlet. Prawdziwy czyli bez mąki, mleka… z samych jaj.
Idąc za wskazówkami Michela Roux, zawartymi w książce „Jajka” – przygotowuję omlet z dwóch lub trzech jajek.
Lekko roztrzepuję je widelcem, dodaję soli i pieprzu.
Na patelni o średnicy 20 cm, rozprowadzam niewielką ilość topionego masła. Wlewam jajka, podsmażam przez ok. 10 sekund aż spód omleta się zaczyna ścinać.
Ja łyżką (Roux – brzegiem widelca) zbieram ścięta masę jajeczną do środka, teraz podsmażam się znowu płynna część, lekko potrząsam patelnią.
Teraz dodaję składniki, wedle uznania: szynka, pieczarki z natką, pomidorki koktajlowe, parmezan…do wyboru.
Lubię dobrze wysmażony omlet – więc od kiedy większość masy jest ścięta, trzymam go na patelni ok. 1.5 minuty. Częściowo go zwijam, bardzo delikatnie by się nie porwał.
Zsuwając na talerz, zwijam do końca.
Smacznego!
PS. Kolor takiego śniadanka pozytywnie nastraja na cały dzień! :)
Buchty z konfiturą. Na dopingu :)
- Noooo szybko nie mam czasu, proszę, proszę... Nie mogę się spóźnić do szkoły....
Rośnijcie...
Wczorajszego popołudnia uparłam się, że gorącą bułeczkę z powidłami mojej Mamy zawiozę Karoli do szkoły...
Przepis pochodzi od Liski - tu , a jedyna moja modyfikacja to ta, że zamiast śliwki - dałam powidła śliwkowe :)
Buchty rosły wolno, ale jeszcze gorące wylądowały w papierowej torebce i na siedzeniu samochodu...
Szybciutko wypełniły ciepłym zapachem zimne wnętrze auta...
Cieszyłam się jak dziecko. Zdążyłam! Będzie niespodzianka!!!...
I była!
A mnie się ostały, na pocieszenie pyszne konfiturki Mamy ;)
###
Ps. Już jutro zapraszam Was na niedzielne śniadanie z jajkiem w roli głównej :)
...a chwilkę potem na zimową sałatkę z roszponką, dla tych co tak jak ja tęsknią za zielonym :)
Do jej wykonania zainspirowała mnie Bea i jej wpis (tu) na temat sezonowych warzyw.
Kochani, miłego weekendu Wam życzę :)
M.
wtorek, 9 lutego 2010
Wino grzane. Jeszcze kilka zimnych chwil
Gorące, mocno gorące, pięknie pachnące goździkiem, cynamonem i skórką pomarańczy. Z każdym łykiem rozgrzewa kolejne centymetry ciała, delikatnie odpręża. I nie tylko z uwagi na zawarte w nim procenty... Uwielbiam kolor wina, uwielbiam jego zapach, półwytrawny smak. Lubię wino w towarzystwie, lubię w samotności.
Pomarańcza jest dla mnie niezbędna, jak goździk i cynamon. Sok malinowy dla mnie już nie. Ale J. zdecydowanie - tak i to z dużą ilością.
Jakie grzane wino pijacie? :)
Lubię czasem dodać mocną szczyptę imbiru, a nawet wrzucić świeży kawałeczek do rondelka z winem.
I choć zawsze zdaje mi się, że mogę taaaaaaaaak dużo. Po jednej lampce...zawsze mówię "pas" :)
Wino podgrzewam, stopniowo dodając składniki. Kiedy widzę, że coraz szybciej zaczyna "kursować" po garnuszku, zdejmuję z ognia - nigdy nie pozwalam by zawrzało.
I na tym koniec i kropka... :)
Podobno do Polski wraca śnieg, więc rozgrzewanie winkiem w pełni będzie rozgrzeszane...Tym bardziej, że słońca tu wciąż jak na lekarstwo...
piątek, 5 lutego 2010
Bułki owsiane. I całkiem niezwykły tydzień :)
Za mną tydzień urzekających obrazów.
Tydzień spędzony w domu z dzieckiem, piękny, twórczy i wyciszający.
Prawdopodobnie, w najbliższym czasie, kiedy wrócę, bądź co bądź do pracy...tydzień, który będę wspominała.
Także dzięki obrazom. Wszystkie były ważne, więc zostanę przy kolejności alfabetycznej...
B. jak bułeczki.
Owsiane. Urzekły mnie, kiedy zobaczyłam je u Poli oraz Alicji.
Lubię wszystko co owsiane, ale nie dlatego, że jestem maniaczką zdrowego odżywiania. Nie. Po prostu lubię płatki i owsiankę.
U Poli zobaczyłam zdjęcia, które zupełnie mnie urzekły.
Nie chce się wierzyć, że ktoś kto nie jest zawodowcem, nie ma studia fotograficznego i nie stosuje zaawansowanych technik komputerowych robi takie...bułki i takie zdjęcia.
Z tego zachwytu powstały moje bułeczki owsiane.
Moje, takie jak umiałam i tak jak umiem je pokazać.
Moja Córka, po wyjęciu ich z piekarnika zjadła trzy. To dla mnie najlepsza rekomendacja. Dodam tylko, że na sucho :)
Przepis na bułeczki znajduje się w Weekendowej Piekarni po godzinach
L jak Lusia.
Patrzymy na Lusię i nie wierzymy jak ktoś mógł ją wyrzucić na śmietnik...
Lusia to ten Miś. Miś, którego moja Córka znalazła na śmietniku.
Kosmaty łebek, mała pupka, tycie łapki...
Lusia zawładnęła serduszkiem mojej Córki.
Piękny, uroczy miś, porzucony i samotny wzbudził w niej szereg pytań:
- Dlaczego niektóre dzieci nie mają mamy...?
- Czy Lusia mnie pokocha...?
- Czy ona jeszcze będzie szczęśliwa...?
Mały Miś, obudził w mojej córce uczucia iście macierzyńskie...
Przy mojej niewielkiej pomocy zrobiła Lusi domek, przekonała mnie (!) żebym usiadła z szydełkiem przed internetem i nauczyła się robić łańcuszki i słupki - bo Lusia musi mieć sukienkę.
Namówiła babcię, żeby pomogła jej uszyć ubranko dla misia na maszynie do szycia...
Lusia jest już Domownikiem. A ja po cichutku cieszę się, że w małym serduszku znalazło się tyle miejsca dla śmietnikowego misia...
N jak noc.
Noce w tym tygodniu były zarezerwowane dla pracy, kiedy przy trzaskającym kominku słychać było tylko stukot dwóch laptopów.
Kiedy w powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i upieczonych w kwadrans bułeczek z ciasta francuskiego z jabłkiem...
S jak serwetki.
Porządkując spiżarnię ułożyłam serwetki w koszyczku. Każdą z nich dostałam w prezencie od Mojej Mamy. Zawijając owsiane bułeczki - pomyślałam jak wiele dla mnie znaczą.
Wybielone, niektóre wykrochmalone, specjalnie..dla mnie.
###Kochani. Życzę Wam miłego weekendu.
Weekendu, podczas którego zatrzymacie się, odpoczniecie.
By czerpać radość z pracy, działania, wiedzieć "po co...?".
Subskrybuj:
Posty (Atom)