Na Dobry Początek...

Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.


Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.

Do domu. Do mojej kuchni.

Pozdrawiam Was ciepło
Monika


niedziela, 26 lipca 2009

Sernik czereśniowy. Przepis wg. Nigelli Lawson



Nie należę do osób bardzo pokornych, ale jeśli chodzi o gotowanie i pieczenie to wszystkie uwagi (zazwyczaj) biorę sobie dość głęboko do serca.
Lubię kierować się spostrzeżeniami i zdaniem osób, które są dla mnie ważne. Liczę się z ich opinią i chętnie poprawiam się w swoich wypiekach.
Ale zdarza się, że są dania, które smakują mi bardzo, a u innych wzbudzają całą masę wątpliwości.
Tak jest właśnie z tym deserem. Błyskawiczny, aksamitny, słodki w sam raz i bardzo letni.
Z całą pewnością ma on trójkę wiernych fanów: Autorkę przepisu – Nigellę Lawson, mnie i pewnego Pawła G., męża mojej serdecznej koleżanki.
To trójka - akceptuje to ciasto takim jakie ono jest.
Jednak, aby nie być posądzonym o jednostronność przytoczę komentarze krytyków:
powinnaś dodać żelatynę
ser się kupuje taki na sernik, w wiaderku
są takie dodatki ścinające ser

U mnie będzie bez dodatków, bez żelatyny i innych.

Sernik, na który podam Wam przepis pochodzi z książki Nigelli Lawson – „Nigella ekspresowo”. Osoby, która budzi wiele kontrowersji. Próbowałam dziś odnaleźć cytat, który mocno utkwił mi w pamięci: Nigellę albo się uwielbia, albo się jej nie znosi. Jak tylko znajdę autora – podam natychmiast. Ja w każdym razie należę do osób, które ją bardzo lubią. Mam jej książki, płyty z programami dvd, zbieram akcesoria kuchenne z jej kolekcji. Każdy ma prawo do własnej estetyki, prawda?...
I choć piękna Brytyjka imponuje mi bardzo, to mamy pewien „temat tabu”. Mianowicie mięso. Mnie do mięsa w ogóle trochę nie po drodze.
I z tego powodu, moje gorące uczucia pod adresem Lawson były narażone na nie lada próbę. Kiedy w jednym z programów podczas krojenia mięsa, wspominała o „czerwonym sosie”, który mogłaby spić z deski myślałam, że zemdleję, albo, że... koniec z nami!
Ale wytrwałam, przyjmując, że był to żart, którego nie zrozumiałam i że mięsa „razem” robić nie będziemy ;)

Nie mniej jednak słodkości tworzy wyborne.
Dla mnie cudowny w smaku (bo uwielbiam słodkawy ser) jest właśnie ten:

SERNIK CZEREŚNIOWY
125 g herbatników Digestive
75 g miękkiego masła
300 g zmielonego twarogu śmietankowego (najlepiej kupowanego na wagę)
60 g cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
½ łyżeczki soku z cytryny
250 ml gęstej tłustej śmietany
1 słoik konfitury czereśniowej

Herbatniki mielę w malakserze na drobne okruchy, dodaję masło i włączam malakser jeszcze raz. Masą wykładam okrągłą foremkę o średnicy 20 cm.





Twaróg należy utrzeć z cukrem pudrem, ekstraktem waniliowym i sokiem z cytryny – na gładką masę.
Lekko ubitą śmietanę dodajemy do masy, lekko mieszając już tylko łyżką.
Ser wykładamy na kruchy spód, wygładzamy...


Odstawiam do lodówki na min. 4 godziny.


Autorka radzi zostawić na min. 3 godziny ale najlepiej na całą noc.
Według mnie deser najlepiej przygotować rano – tak by podać go po południu – zdarza się bowiem, że przytrzymany zbyt długo spód z masłem puści płynny tłuszcz.

Przed samym podaniem, na sernik wykładam konfiturę czereśniową – najlepiej z dużą ilością owoców.
Smacznego.

M.

Czekoladowiec z KS. Zapach zimowej nocy...






Zima, środek nocy, piekę jednocześnie dwa Czekoladowce według przepisów Asi - wybitnej dla mnie Autorki Kwestii Smaków.
Tu znajdziecie przepis
Cały dom śpi. Nawet królik - którego przekupywałam trzecią kromką suchego chleba – by dotrzymywał mi towarzystwa – skapitulował. Śpi na boku pod drzwiami spiżarni, pełny po kokardki.
Roztopione 3 tabliczki czekolady otulają zapachem każdy zakamarek. Mikser pracuje wolno, spokojnie, nie po raz pierwszy robimy to ciasto... i tym razem zapowiada się dobrze.
W pewnym momencie, jak co noc – wołanie K. z sypialni, znak: czas na siusiu...
Lekko pomagam K. podnieść się na łóżku. Ona siada z zamkniętymi oczkami, ja chcę iść dalej, jednak ona łapie mnie rączką za koszulkę i ciągnie do siebie....wtula nos w szyje, włosy, wciska buzię w moją klatkę piersiową, szybko wciąga i wypuszcza powietrze...sapie?!... nie wiem o co chodzi... Po chwili jej ciałko rozluźnia się, z lekkim uśmiechem mówi niewyraźnie: Mama jesteś czekolada... i...zasypia.

Czekoladowiec jest rzeczywiście niezwykły w smaku, mokry, intensywny, puszysty i nikt – gwarantuję - poza wykonującym nie wie o tajemnicy tego ciasta – jaką są śliwki. Niewyczuwalne, znikające w trakcie pieczenia...
Ciasto jest świetnie opisane, przez to dość proste w wykonaniu... jeśli skrupulatnie wykonamy każdy z kroków Autorki – na pewno się uda.
Według mnie jednak, najlepsze jest jeśli wykonamy je z dobrej jakości składników: wiejskich jaj, dobrej, świeżej czekolady, świeżych suszonych śliwek z jak najmniejszą ilością chemii ale możliwie miękkich, nie skorupowatych. Warto poszukać...
Warto, bo każdy kto widzi Czekoladowca na stole rzuca grzecznościowo: O pierniczek zrobiłaś...
Kochani, dla tych dwóch minut satysfakcji z miny kogoś kto myśli, że zje suchawego piernika, a kosztuje intensywnie czekoladowe, mokre i głębokie w smaku ciasto, warto!!!!
M.


Ps. W oryginalnym przepisie, do ciasta jest podawany pyszny sos karmelowy. Polecam. Jednak u mnie w domu K. uwielbia kostki Czekoladowca z wykonanymi przez nas kwiatkami z fiołkowej masy lukrowej.



Kotlety z jajka. Danie przedszkolne...



Czy zapisały Wam się w pamięci smaki z przedszkola?
Nie mówimy o wątróbce ;)
Takie, które jedliście tylko tam i wtedy... Takie, których, jak nigdy, prosiliście o dokładkę...

Moje dziecko wracało czasami z przedszkola i mówiło do mnie: wiesz Mamuś takie dobre jadłam...
Raz była to zapiekanka makaronowa, raz leniwe z cukrem, do tej pory tajemnicza dla mnie surówka ze śliwką oraz kotlety jajeczne.

Kiedy poprzednio włożyłam do nich posiekane pieczarki, zeszkloną cebulkę i wszystko posiekałam drobniutko nożem – K. stwierdziła, że dobre, ale nie takie...
Podjęłam wyzwanie po raz drugi i tym razem Sukces, usłyszałam dziś: Mamuś lepsze!
Szybkie, proste i przedszkolne.
Polecam.

KOTLETY Z JAJKA

6 dużych jajek, ugotowanych na twardo i ostudzonych
1 czerstwa bułka
mleko do namoczenia bułki – ok. ½ kubka
1 surowe jajko
kilka łyżek bułki tartej – to ewentualnego zagęszczenia i obtoczenia kotlecików
3 płaskie łyżki serka Almette (użyłam ziołowego) lub innego serka kanapkowego
2 łyżki natki pietruszki (do środka)
sól, pieprz – do smaku
olej do smażenia kotlecików

Do kubka wkładam czerstwawą bułkę i gniotąc ją, zalewam mlekiem. Kiedy dobrze nasiąknie, odciskam ją – ale nie do końca. Wkładam do malaksera i rozdrabniam, dodaję resztę składników: rozdrobnione jajka, serek, natkę, sól, pieprz, wbijam jajko i znów włączam malakser, na kilkanaście sekund. Jeśli masa jest zbyt rzadka, dodaję ok. 3-4 łyżki bułki tartej.
Kotleciki formuję w ręku, obtaczam delikatnie w bułce i smażę na oleju. Gorące odsączam na ręczniku papierowym.
Podaję z gorącym puree ziemniaczanym – z dodatkiem śmietanki, mleka i masła.
Smacznego.
M.

Chleb orkiszowy z miodem i kardamonem



Przypomniałam sobie smak chleba orkiszowego na miodzie.
Ostatnio piekłam go na urodziny K. i dociekł mi się wówczas tylko kęs z czyjegoś talerzyka ;)
Tak jak na większość pieczonych przeze mnie chlebów i ten pochodzi od Liski – a dokładny przepis znajdziecie tu.
W moim wykonaniu – zamiast 1. – dodałam ¾ łyżeczki drożdży (mimo całkiem pracowitego zakwasu wciąż brakuje mi odwagi by nie dodawać ich w ogóle), podwoiłam ilość soli i dodałam rozbite w moździerzu ziarna kardamonu.



Chleb wyrastał pięknie, udało mi się nawet uformować bochenek z dość luźnego ciasta – mając nadzieję, że przez to będzie bardziej puszysty w środku...
I był.
Był fantastyczny...tyle tylko, że patrząc na małe rączki wycinające kwiatuszki do Czekoladowca po prostu go prawie spaliłam.
Mimo to – chlebek nie przetrwał dwóch godzin. Ja, od dziecka - wielka miłośniczka wszystkiego co przypieczone lub nadpalone nie mogłam oprzeć się rumianej skórce, K&J poradzili sobie z resztą.
M.

Dzień wcześniej nastawiłyśmy zaczyn...



Następnego dnia – podwójne wyrastanie...

piątek, 24 lipca 2009

Babeczki z owocami...zmyślone

Po pracowitym dniu bardzo chciałam wynagrodzić K. trudy i znoje :)




Z wczorajszych placków została mi jeszcze jedna kostka twarogu i duuużo borówek.
Kruchym ciastem, posiekanym w mikserze, szybko wykleiłam foremki do babeczek (ok.20 sztuk)*.
Oddzielnie utarłam kostkę twarogu, z jajkiem, żółtkiem, cukrem pudrem i śmietaną.
Twarogiem wypełniłam foremki z ciastem. Do sera dodałam borówki i/lub śliwki.
Z pozostałego ciasta, na niektórych babeczkach, zrobiłam przykrywki.
Piekłam 35 minut w temp. 180 stopni C.

*po wyklejeniu foremki ciastem, zawsze nakłuwam je wykałaczką w kilku miejscach

Każdy ma zapewne własny przepis na KRUCHE CIASTO.
W naszym domu od lat stosuję ten:
1 kostka masła
250 g mąki
5 żółtek
1/2 szklanki cukru (najlepiej miałkiego)
szczypta proszku do pieczenia
1 łyżka kwaśnej śmietany
Masło siekam z cukrem, dodaję żółtka, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia, śmietanę - szybko wyrabiam ciasto (ewentualnie podsypując stolnicę mąką), po czym powinnam odłożyć ciasto na min.1 godzinę do lodówki. I tak należy zrobić, bo wtedy ciasto jest o wiele lepsze.
Ja ostatnio wszytskie składniki siekam w mikserze.

Masa twarogowa:
200 g twarogu śmietankowego
4 łyżki tłustej śmietany
3 łyżki cukru pudru
1 jajko, 1 żółtko
pół łyżeczki ekstraktu waniliowego i łyżeczka soku z cytryny

Smacznego!
M.


Nie przeszkadzaj


Dzień pracy. Telefony, maile, wiadomości... - Córciu zawiozę Cię do babci, dziś muszę popracować. Zanudzisz się tu ze mną...

- Nie. Bawię się. Jak pojedziemy, to zostajesz ze mną. Nie przeszkadzam Tobie, Ty nie przeszkadzaj mnie. Prowadzę nauki jazdy konnej.
I tak minął cały dzień.
Wieczorem, kiedy obie byłyśmy już zawodowo wyczerpane, znowu wróciłyśmy do wyboru kolorów do pokoju K. Czy lawendowy jest wystarczająco "księżniczkowy"???
K. ma zagwozdkę...
M.

Placki z serem i jogurtem.



Bardzo letnie. Bardzo owocowe i bardzo łatwe...
To placuszki mojego dzieciństwa i dziś także smażyłam je razem z Mamą.
Do misy z przygotowanym ciastem Karola przez przypadek wrzuciła pół opakowania borówek, choć miały być dodane dopiero na patelni... Jak się okazuje - w tej wersji nadal pyszne.
Do środka skroiłam ok. 8 śliwek - w różnych kolorach.
To co jest ważne w tych plackach to ser - nie może być zbyt twardy ale nie może mieć także konsystencji serka homogenizowanego. Najlepszy jest tzw. serek śmietankowy, sprzedawany na wagę.
Ja z braku ww. użyłam dziś twarogu delikatnego (President).
Placki trzeba robić dość szybko i wierzcie mi nie potrzebują żadnego proszku do pieczenia!

PLACKI Z SEREM I JOGURTEM
2 duże jajka
200 g serka, najlepiej śmietankowego
4 pełne łyżki jogurtu (lub zsiadłego mleka)
1/3 kubka wody gazowanej
pełny kubek mleka (pełnotłustego)
2.5 kubka mąki pszennej (do 3.)
2 łyżki cukru (najlepiej brązowego)
1 niepełna łyżeczka ekstraktu waniliowego
6-8 śliwek pokrojonych w małe cząstki lub pół opakowania borówek
olej do smażenia

Wszystkie składniki, za wyjątkiem owoców łączymy wyrabiając ciasto konsystencji tłustej, gęstej śmietany. Placki nakładamy łyżką na rozgrzany tłuszcz, od razu dodajemy owoce i kilka minut smażymy z każdej strony.
Złociste wyjmujemy na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym; po kilku minutach podajemy... ze śmietaną (zwykłą lub bitą), jogurtem, posypane cukrem pudrem lub po prostu same :)
Przepis na ok. 24 placuszki
Smacznego
M.

ps. Woda mineralna gazowana służy (podobno) spulchnianiu i napowietrzaniu ciasta.
W wersji dla pracusiów - polecam osobno ubić białka jaj i dodać je na koniec do gęstej masy, mieszając już tylko lekko drewnianą łyżką.


Dzień za dniem...

Minął tydzień czy dwa? Jest poniedziałek czy czwartek?...
Ostatnio miewam problemy z doliczeniem się dni, nocy i upływających godzin. Rytm kolejnych dni wyznaczają Bardzo Ważne Wydarzenia: jedziemy na konie, ostatnia warstwa lakieru na komodę K., przyjedzie Mama i będziemy przesadzać storczyki, szlifowanie szafy no i w piątek rano trzeba oddać tekst...
A weekend zapowiada się...czekoladowo:)
M.

Już dobrze... Kochanie...

Uspokajacze lub dania pocieszające – to pojęcia już dość dobrze znane i kojarzone z kulinariami.
Takimi, które ukoją złamane serce, pocieszą samotne smutki, wynagrodzą wszystkie krzywdy...
Każdy ma swoje uspokajacze/ pocieszacze.
Ja także.
Bez względu na to czy jestem głodna czy nie, schowanie się w wiklinowym fotelu, owinięcie kocem i nakarmienie gorącym naleśnikiem-spaloniakiem – ucisza, uspokaja, przywraca stabilność.
To zapach i smak, które kojarzą się z domem, ciepłą dłonią, ciszą, która pozwala się zregenerować, stałością uczuć i emocji, które są wokół mnie.
Ja rzadko robię naleśniki. Robi je dla mnie Ktoś Inny. Zawsze, kiedy poproszę i kiedy nie muszę prosić. Specjalnie dla mnie. Idealnie przypieczone, cienkie jak bibułka, tylko delikatnie słodkie i bez tłuszczu... Pachną jak dziecko, które wybudza się ze snu... Dziękuję.





Zdarza się, że boli mnie brzuch. Jak każdego. Czasami. Jeśli cały dzień, to pod wieczór jestem już smutna i markotkuje... Nie jestem głodna, nie mam ochoty na nic, chcę się schować pod kołdrę, i obserwować świat ukradkiem, jakby mnie wcale tam nie było...
Do pełnego obrazka brakuje tylko ciepłego, słodkiego mleka... czyli domowego budyniu.
Przy ostatniej łyżeczce zawsze jest już po bólu a ja wracam na powierzchnię :)
Niby żaden przepis – trochę mąki, trochę mleka, a jednak... Mnie najlepiej smakuje ten, który Liska wykorzystuje do Napoleonek.


A tu już nie przepis, ale mała grupa pocieszycieli – Biszkopty Lady Fingers.
Tak - są za suche, tak - szybko robią się myszowate, tak - same nie nadają się do niczego innego poza karmieniem bezzębnych niemowląt... Ale i tak je zjem, kiedy jest źle. Z kubkiem czarnej herbaty, co by było bardziej dorośle.




M.

Takie powiedziane :)



*On i Ona przy stole. Obrażeni na siebie. O jej kosmiczny rachunek telefoniczny. Wydzwoniony z konieczności, oczywiście. Wpada małe K., orientuje się w sytuacji i rzuca: nooo, dajcie sobie po buziaku i do roboty...

*K: nie zasnę z tatą, bo on pierwszy zasypia przede mną.

*K. 6 lat do swojego taty, na hasło „idziemy się myć” – wyjdź z łazienki będę się rozbierała... On -???!... ale wychodzi.... Po chwili K. otwiera drzwi stojąc jak Pan Bóg ją stworzył : to już mnie umyj...


*Córeczko, a myślałaś już kiedyś kim byś chciała zostać w przyszłości, jak będziesz dorosła...jak skończysz studia...(wpoić: naturalny element edukacji)...
Ja Mamuś, to bym chciała, tak strasznie mocno być tą panią co obiady dzieciom gotuje w przedszkolu....

*Do córki przyjechała koleżanka. K. strasznie ją lubi, ja także – koleżankę K. i jej mamę.
Po zabawach w błocie, myję dziewczynki w misce, a koleżanka K. do mnie mówi: ...ciociu ile ty masz lat... 32 – odpowiadam. Dziewczynka pyta dalej: ciociu a dlaczego ty masz takie małe piersi...?. Nadal spokojnie: bo widzisz Kochanie, jedni są niscy, inni wysocy, jedni maja jasne włosy, inni ciemne, tak samo kobiety mają różne piersi.
Na co dziewczynka do mnie: no widzisz, moja mama jest młodsza od ciebie i ma większe piersi...
Śmieję się sama do siebie, ale spoglądam na K. Stoi obok i gotuje się z wściekłości... Głowa spuszczona, napowietrzone poliki i zaciśnięte usteczka... Moja Kochana Gwiazdeczka...

*Może z braku telewizora, może z zamyślania, szukając kliszy do aparatu zapatrzyłam się raz na wielkie ekrany telewizyjne w dziale RTV supermarketu. Wyświetlali pokaz mody na kanale fashion tv... A ja przez chwilę zawiesiłam się niczym zaczarowana... K. spojrzała na mnie, wzięła mnie za rękę i powiedziała: „choć i tak jesteś od nich tysiąc razy ładniejsza...”...

niedziela, 19 lipca 2009

Chleb z Grabiny. Bez drożdży



To chleb, do którego proporcje mąki układałam sama.
Pieczony na bardzo mocnym zaczynie, który otrzymałam w prezencie, jest najlepszych chlebem jaki do tej pory jedliśmy.
Mokry, słonawy, z dodatkiem ziaren i kminu rzymskiego. Baaardzo mój :)
Przepis niebawem.
M.

Prosto z garnka

Wszystkie gadżety (poważniejsze i mniej poważne), które służą pieczeniu, gotowaniu wyzwalają we mnie dziecięce zachowania. Chcę. Nie chcę. Jednak. To. Nie, następnym razem... Biorę tamto. Podobnie było, kiedy podczas spaceru w Mainz pod Franfurktem, w przypadkowym sklepie zobaczyłam garnek Romertopfa. Miałam przy sobie malutką torebkę, a bilet w samolocie przewidywał jedynie "bagaż podręczny". Czyli garnek :)





Nie będę już pisała o minach celników, którzy podczas prześwietlania mojej walizeczki unosili brwi i wołali kolegów. Ważne, że było warto.
Wczoraj pierwszy raz korzystając z garnka upiekłam w nim prosty chleb pszenny. Było gorąco, mój zakwas ostatnio szalał, dodałam jeszcze trochę zaczynu z Mojego Chleba i ociupinkę drożdży (pół łyżeczki suchych).
Jak widzicie, jeszcze zupełnie nie radzę sobie ze składaniem bochenków w trakcie wyrastania, ale jak kiedyś ktoś mądry powiedział "aby piec dobre chleby trzeba je po prostu piec..."





A zatem może niedoskonałe, być może sprzeczne ze sztuką, ale moje i piekę.
Chlebek z Romertopfa jest wiele lepszy niż ten sam wypiekany po prostu na kamieniu. Piękna słoneczna skórka, miąższ o wiele bardziej puszysty, chleb bardziej mokry - a dla mnie im bardziej mokry tym lepszy.
M.


Cicho...


Pierwsza noc w tym roku, którą Karol spędziła poza domem, u rodziców na działce. Dla mnie to zawsze duże wydarzenie. Trudno tęsknić skoro to tylko jedna noc i rozmawiamy co godzinę, ale jest inaczej... Jest czas na czytanie, pisanie, pisanie :), pieczenie więcej niż zawsze.
Zdarza się, że jest cisza. Taka dobra.
M.

sobota, 18 lipca 2009

Pod dobrymi Skrzydłami...


Smak chleba kojarzący się z ciepłem, bezpieczeństwem i światem dzieciństwa wyniosłam z domu.
Chleb, który z moimi braćmi jedliśmy latem na wsi był wielki, okrągły, dobrze słony i miał przypieczoną skórkę.
Z biegiem czasu zostałby jedynie wspomnieniem świata, którego przecież już nie ma. Jednak dzięki pewnej Wyjątkowej Osobie, ten prawdziwy chleb do mnie wrócił i stał się ważną częścią mojego Domu.
Dziękuję Ci Lisko za wiedzę, jaką się ze mną podzieliłaś, za pierwszy zakwas wieziony przez całe miasto w słoiczku oraz za cierpliwość. Dziś poza chlebami podchodzącymi od Liski piekę już własne - wymyślając i szukając tych najlepszych.
Pieczenie chleba sprawia mi ogromną radosć. Tym większą im mocniej jego zapach i ciepło kojarzą się z domem Mojej Córce...
M.

Bywa słodko...




Najczęściej pieczone





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...