Na Dobry Początek...
Długo zastanawiałam się nad tym jak zatrzymać chwile, które są dla mnie ważne i cenne.
Obok tych, które zapisuję i ofiaruję kiedyś mojej Córce, postanowiłam zachować także te, które wiążą się z moją pasją jaką jest gotowanie i pieczenie...
Kuchnia jest i była zawsze ważnym elementem tradycji domu moich Rodziców, Dziadków a teraz także naszego Domu Na Grabinie. Jest pełna smaków, które wiążą się z ludźmi, historiami i uczuciami.
Tych, którzy tu trafią zapraszam więc Na Grabinę.
Do domu. Do mojej kuchni.
Pozdrawiam Was ciepło
Monika
środa, 8 lutego 2012
Jak u Mamy...
To nie ma znaczenia czy mam 5, 10, 25 czy 35 lat... Jedno spojrzenie, właściwie "obcięcie" wystarczy mojej Mamie by wiedzieć więcej niż bym chciała...
I nie ma znaczenia ile będę zaprzeczała, ile kłamała i wymyślała...Mama po prostu WIE.
A jak już wie, to...karmi.
- Nic nie zjem. Nie ruszę. Nie jestem głodna. Mamuś muszę lecieć...
- SIADASZ
- Nic Ci nie powiem.
- SIADASZ I POSŁUCHASZ...
Przy domowych frytkach, malutkich kolorowych kanapeczkach czy kuleczkach z chudego mięsa, można obgadać i uleczyć cały mały-wielki świat ;)
Dziś takie same domowe frytki, kolorowe kanapki i kulki z mięsa szykuję mojej Córce. Z jej malutkiej buzi jak z wykaligrafowanej starannie kartki wyczytuję radość, smutek, wstyd, zniechęcenie...
Drodzy, to najlepsze przepisy (bez przepisów) na uśmiech jakich nauczyła mnie Mama.
Jestem pewna, że macie swoje własne.
Życzę Wam i sobie, by zawsze był blisko Ktoś kto widzi i umie zrobić...kanapkę :)
Monika
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Moniś, jak ładnie i ciepło. :)
OdpowiedzUsuńŚciskam :*
Piekne slowa Monis... Masz racje, Mama zawsze wyczyta z nas wszystko... :)
OdpowiedzUsuńMilego dnia kochana :)
ale piękny wpis..
OdpowiedzUsuńMajanko :) miłego dnia dla Was!
OdpowiedzUsuńMajeczko, witaj :) dziękuję ściskam...
Aśko; dziękuję...takie miłe słowa :)
piękny post!
OdpowiedzUsuńMama... wie wszystko, zawsze pomoże, nakarmi obolałą duszę pysznościami i dobrymi słowami. Nie zapomnę jak już po wyprowadzce rano wpadałam do domu rodzinnego np gdy byłam chora i jeździłam tam do lekarza. Zawsze na stole pojawiały się najpyszniejsze kanapki świata... bardzo piętrowe, z warzywami, serem i wędliną. niby nic takiego ale... Piękny post, dziękuje za wspomnienia jakie wzbudził.
OdpowiedzUsuńAle Babeczko! dziękuję :)
OdpowiedzUsuńWiewiórko :) ach te kanapki....uściski przesyłam :) M.
u mnie to byłoby jak u babci, bo mama to raczej z dala od kuchni się trzyma ;)
OdpowiedzUsuńFrytki to u mnie nie mama a babcia robi. najlepsze na świecie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Aguś :) ważne, że Ktoś coś dla Ciebie :*
OdpowiedzUsuńKorniku, super! dzięki za odwiedziny ;) M.
MOnika... Wszystko, co ważne, powiedziałaś. Dobrze wiesz, że myślę identycznie :) Dzisiaj napiszę maila...
OdpowiedzUsuńA na razie Cię mocno ściskam~!
Frytki domowe. Pychotka :).
OdpowiedzUsuńAniu :) i ja ściskam cieplutko.
OdpowiedzUsuńEat ;) pozdrowienia i ja je uwielbiam. Zawsze!
M.
o tak,mama to chyba najfajniesza osoba jaka może istniec na tym świecie:) i co najlepsze każdy ma najwspanialszą:)
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś Moniko, aż mi się na chwilę płakać za chciało i taka przysłowiowa klucha mi stanęła w gardle...
OdpowiedzUsuńbo z mamą kontaktu nigdy nie szukałam, zawsze unikałam jej nadopiekuńczości i braku zrozumienia,
jedyną osobą, która teraz patrzy na mnie i widzi, jest mój luby...
muszę się nauczyć robić te kanapki
...
sentymentalnie pozdrawiam
Asiu; racja absolutna!
OdpowiedzUsuńWhiskey; no właśnie ważne, że Ktoś widzi; a jak to Twój facet to fart podwójny :) dziękuję za piękne słowa;
kanapeczki...Twoje będą najlepsze!
śpij dobrze
Monika
My z mamą "ziemniaczków sobie nagotowałyśmy" od czasu do czasu. W końcu poznańskie pyry jesteśmy :) A moja córka, kiedy jest jej źle albo jest chora to pyta czy rosołku jej ugotuję. Dla nas to taka magiczna zupa. Same warzywa, bez mięsa, ale za to dobrane w odpowiednich proporcjach, powolnie gotowane w żeliwnym garnku z dodatkiem miłości. Pod pokrywką dzieją się cuda, które potem leczą wszystko. :)
OdpowiedzUsuńIsadora :) zawsze tak miło Cię czytać :) A ziemniaczków to do śmietany gotowałyście z mamą?
OdpowiedzUsuńRosołek lek wspaniały. A cuda to się na pewno dzieją, ale pod Twoim skrzydełkiem!
pozdrowienia dla Ciebie i Małego Człowieka :)
My najbardziej lubiłyśmy takie z wody, lekko twardawe :) albo podsmażone potem z cebulką. Brakuje mi teraz takiego "miłośnego" kucharzenia, ale po prostu mój mały synek skutecznie pochłania czas, zatem siostra nieco poszkodowana. No cóż jeszcze trochę i sam pewnie zainteresuje się graniem drewnianymi łyżkami na garnkach :)
OdpowiedzUsuńMmmm.... podsmażone z cebulką!
OdpowiedzUsuńGarnki, drewniane łychy i puste butelki po wodzie - najlepsze zabawki :)
pozdrawiam Isadora!
M.
Mam takiego kochanego Pana R. w domu, który robi mi kolorowe i pyszne kanapeczki :)
OdpowiedzUsuń